ROZDZIAŁ 3
- O matko – szepnęłam i
szybko rozejrzałam się po sali. Wszyscy gapili się na niego z szeroko otwartymi
buziami. Szturchnęłam Corinne, która z ociąganiem odwróciła się w moja stronę –
To on.
- Jaki on?
- To ten chłopak o którym ci
wczoraj wspomniałam. To on mnie uratował.
Corinne znowu spojrzała tam
gdzie stał mój wybawca sprzed dwóch dni.
- To jest Gregorio. Przeniósł
się tutaj na początku wakacji i od teraz będzie jednym z waszych kolegów – może
mi się wydawało ale mogłabym chyba przysiąc, że lekko wywrócił oczami i
delikatnie prychnął. Dyrektorka klepnęła go lekko w ramie chyba w akcie
pocieszenia i dodania otuchy. Gregorio wolnym krokiem podszedł do nauczycielki
i dał jej swoją kartę, dyrektorka się pożegnała i wyszła co zauważyłam chyba
tylko ja, w tym czasie Gregorio przeszedł przez cała klasę i usiadł w ostatniej
ławce nie odzywając się ani razu i nie obdarzając nikogo spojrzeniem. Do końca
lekcji co chwile ktoś się odwracał w jego stronę, a nauczycielka zaczęła się
jąkać. Chyba pierwszy raz.
Zadzwonił dzwonek na przerwę i cała klasa zwróciła się w
stronę Gregoria. Musze przyznać, że wyglądał bardzo dobrze. Włosy miał co
prawda w nieładzie ale dodawało mu to uroku. Cały był ubrany na czarno z wyjątkiem
butów za kostkę, które były w czerwonym kolorze. Mimo tak ciemnego ubioru można
było dostrzec jego karnację, która była trochę ciemniejsza niż u ludzi z
naszego miasteczka.
Spojrzał na mnie, wwiercając spojrzenie w moje oczy.
Kierowana nagłym impulsem wstałam i podeszłam do jego stolika ku zdziwieniu
całej klasy.
- Cześć – cicho się
przywitałam.
- Cześć Rose – gdy
wypowiedział moje imię przeszły mnie ciarki, a cała klasa zwróciła wzrok na
mnie i szeptali skąd się znamy.
- A więc…będziesz z nami w
klasie? – wypaliłam.
- Jak widać – zaśmiał się
pewnie z mojej głupoty.
- To jest Corinne – wskazałam
na przyjaciółkę, która prawie zemdlała kiedy Gregorio się do niej uśmiechnął.
- Skąd przyjechałeś? – pytanie
zadał Adrian. Jest najodważniejszy z całej klasy. Z tego co słyszałam dostał
się również do szkolnej drużyny rugby. – Jesteś tu z rodziną?
- Nie. Mieszkam sam – chyba
trochę się zmieszał – Z przyjacielem właściwie. Chociaż…z kumplem, którym się
trochę opiekuje i pokazuje mu życie.
- Ok a skąd jesteś? – drążył
Adrian patrząc się uporczywie w jego oczy.
- Pochodzę z bardzo daleka.
Można powiedzieć, że jest to dla was miejsce tak odległe, że aż nierzeczywiste.
Wszyscy zamilkli rozumiejąc, ze Gregorio nie chce podać
dokładnie miejsca swojego poprzedniego zamieszkania.
Ledwo rozbrzmiał dzwonek obwieszczający koniec zajęć
dzisiejszego dnia, a Gregorio już wyszedł z klasy. Przy drzwiach znalazł się
tak szybko, że nikt nie zauważył go. Szybko wyszłam za nim ale nigdzie nie
mogłam go znaleźć. Nie wiem o czym bym miała z nim rozmawiać ale wiedziałam
jedno: chce być obok niego. Coś mnie ciągnęło do tego chłopaka. Był inny niż ci
których poznałam do tej pory. Był tajemniczy i przerażający ale nie bałam się
być blisko niego. Wmawiałam sobie, ze może będziemy się rozumieć, że jesteśmy
pokrewnymi duszami.
Przez duże okno w korytarzu zobaczyłam jak odjeżdża swoim
ferrari enzo ze szkolnego parkingu i usiadłam za kierownicą mojego starego
pikapa. Na asfalcie pozostały tylko ślady po oponach.
Westchnęłam cicho i wolno ruszyłam z parkingu wjeżdżając
na główna ulicę myśląc o tym, ze znowu wracam do pustego domu. Na pewno nie mam
nawet głupiej 30 sekundowej wiadomości na poczcie głosowej. Rodzice już
zapomnieli że mają córkę. Dobrze że pamiętali o tym żeby wysyłać mi pieniądze
na konto bankowe. Mimo to i tak pół roku pracowałam a zarobione pieniądze
schowałam na czarna godzinę głęboko w szufladę.
Zostawiłam samochód przed garażem i weszłam do domu od
którego aż zionęła pustka. Kolejny raz westchnęłam, rzuciłam kluczyki na
miseczkę i włączyłam telewizor. Z lodówki w kuchni wyjęłam jogurt i dosypałam
do niego musli. Rozsiadłam się na kanapie i ze znużeniem oglądałam wiadomości.
Nie rozumiem czemu lidzie robią taką aferę z tego, że od
jakiegoś czasu nasze miasteczko nawiedzają burze lub pojedyncze pioruny i
grzmoty. Czasem się tak chyba zdarza nie? Żadna mi sensacja. Tuż po tych
informacjach podali kolejne zdjęcia zaginionych osób. Od ponad miesiąca jest to
już 8 osoba. Pokazali zdjęcia wszystkich po kolei. Przy ostatnim zdjęciu
zakrztusiłam się jogurtem.
To był ten sam facet który zaatakował mnie a Gregorio
mnie uratował. Facet podobno miał rodzinę która go teraz szuka i rozpacza.
Ale jak to możliwe, ze
zaginął? Ja mu nic nie zrobiłam a Gregorio nie wyglądał na seryjnego mordercę,
nie wyglądał tez na tak silnego jak tamten facet więc nie wrzucił go do
bagażnika i nie sprzedał na czarnym rynku jako niewolnika. Wampirem tez na
pewno nie był. Nie wierze w takie istoty.
Z rozmyślań wyrwał mnie dzwonek do frontowych drzwi.
Postawiłam do połowy pusty kubeczek z jogurtem na szklanym stoliku zawalonym
różnymi pisemkami. Podeszłam do drzwi oblizując palce i otworzyłam je.
- Cześć
- O matko – wyrwało mi się.
- Wybacz ale to tylko ja –
Gregorio spojrzał na mnie z politowaniem.
- Tak…wiem…ja tylko – jąkałam
się jak głupia, westchnęłam sama do siebie – wejdź – przepuściłam go ale on
spojrzał na próg tak jakby nie zauważył ze stoi przed moim domem a nie w środku.
Wszedł i lekko otarł się o mnie ramieniem. Przeszył mnie dreszcz taki jak wtedy
kiedy odłączałam suszarkę z kontaktu i kopnął mnie prąd.
- Mama cię nie uczyła że
obcych się nie wpuszcza do domu?
Zamknęłam drzwi i poszłam za
nim rozcierając ramię o które się otarł.
- Ale ty nie jesteś obcy. Nie
tak zupełnie.
Spojrzał na końcówkę wiadomości
w telewizji.
- Ale też nic o mnie nie
wiesz. Równie dobrze to ja mogę stać za tymi zaginięciami.
Spojrzał na mnie i lekko się
skrzywił.
- Mam gdzieś jogurt? –
zaczęłam oglądać dokładnie swoją koszulkę.
- Nie, nie… - podszedł do
mnie bliżej – Coś cię boli? – spojrzał na moje ramię.
- Nie tylko… trochę mi
zdrętwiała ręka.
Kiwnął bez słowa głową.
Sięgnął do tylnej kieszeni spodni i podał mi jakiś przedmiot.
- To mój notes – ucieszyłam
się i zaczęłam wertować kartki, a potem odłożyłam go na stolik.
- Znalazłem go w mojej
sypialni. Musiał ci wypaść z torby.
- Dziękuje że mi go
przyniosłeś ale…przecież mogłeś dać mi go jutro w szkole.
- Myślałem że jest ważny więc
wolałem nie czekać.
Uśmiechnęłam się do niego i
wskazałam mu fotel żeby usiadł. Zrobił to z ociąganiem.
- Wiesz…zaczęłam ale się
trochę zmieszałam – kiedy cię widziałam za pierwszym razem wydawało mi się że
jesteś straszy ode mnie. Zdziwiłam się kiedy wszedłeś do naszej sali.
Popatrzył na mnie nie odzywając się ani słowem.
Zmieszałam się jeszcze bardziej.
- Ekhem… co zrobiłeś z tym
facetem który mnie zaczepił?
- Zaczepił to chyba nie
odpowiednie słowo. O ile mi wiadomo zaczepienie wygląda inaczej.
- No to napadł. Niech ci
będzie. – dokładnie studiowałam jego twarz. Na lewym policzku miał mały
pieprzyk. Którego na pierwszy rzut oka nie widać.
- Tak lepiej.
- Nie odpowiedziałeś –
dostrzegłem że zacisnął szczęki ale trwało to tylko moment i zastanawiałam się
czy nie wydawało mi się.
- Nic nie zrobiłem. Po prostu
odszedł. – wzdrygnęłam się słysząc ostatnie słowo, które mogło znaczyć wiele, a
on je wypowiedział tak jakby było w cudzysłowie.
- Co rozumiesz przez słowo
odszedł? – zapytałam szeptem.
- Nie zabiłem go jeśli o tym
myślisz. Nie zabijam ludzi?
- A koty?
- Co?
- No a koty zabijasz?
Patrzył na mnie jak na
wariatkę a potem lekko się uśmiechnął. Niestety ten uśmiech obejmował tylko
usta bo wyraz jego oczy nadal były poważne.
- Kotów tez nie zabijam.
Uśmiechnęłam się i spuściłam głowę zażenowana samą sobą.
Do mojej głowy napływało pełno myśli i pytań. Niektóre do Gregoria a niektóre
do samej siebie.
- Chcesz mnie jeszcze o coś
zapytać?
Szybko podniosłam głowę i
napotkałam jego spojrzenie czarnych oczu.
- Skąd ty…tak.
- Więc słucham.
- Czemu nie chciałeś
powiedzieć skąd pochodzisz?
- Bo to nie jest szczęśliwe
miejsce.
- Dlatego się wyniosłeś?
- Można tak powiedzieć.
- Nie rozumiem – zmarszczyłam
brwi. Gregorio długo się nie odzywał i myślałam, że w ten sposób zakończył
temat.
- I nie będziesz rozumieć. –
przeszył mnie dreszcz słysząc ton jego głosu. – To miejsce jest tak inne od
tego w którym się wychowałaś. Gdybyś miała szanse przenieść się do…innego
świata, do innej krainy nie zrobiłabyś tego z wielką chęcią, wiedząc że
wszystko będzie nowe, inne. Że zmienia się zasady twojego istnienia. – cicho
westchnął – Pewnie nadal nic nie rozumiesz. Może to i lepiej.
- To zabrzmiało jakbyś się
wychował na innej planecie.
Wstał i lekko się uśmiechnął.
- Mam jeszcze coś do
załatwienia. Do zobaczenia w szkole.
Nim zdążyłam wstać i pójść za nim jego już nie było.
Usłyszałam tylko kliknięcie zamka magnetycznego w drzwiach.
Jeeeeeeej fajne^^ <3
OdpowiedzUsuńDziękuje chociaż mam wątpliwości co do tego rozdziału...i całego opowiadania ale za późno sie wycofać
OdpowiedzUsuńSPADAJ to okropne
OdpowiedzUsuń