wtorek, 27 sierpnia 2013

Rozdział 15

Za ewentualne błędy przepraszam. Nie miałam czasu sprawdzić. 


Myślałam że żartuje o sprawdzaniu Zacha ale się myliłam. Już na drugi dzień chodził markotny i gadał sam do siebie.
- Ej ty…co się dzieje? – szturchnęłam go łokciem w bok.
- Bo niczego się o nim nie dowiedziałem. Tak jakby nie istniał. Nie chodził do żadnej szkoły w okolicy. – zamyślił się. – Więcej się z nim nie spotkasz.
- Nie możesz za mnie decydować z kim mam się spotykać a z kim nie.
- Teraz mogę.
- Nie jestem twoją własnością. – syknęłam.
- Ale jestem za ciebie odpowiedzialny. Dotrze do ciebie w końcu to że może stać ci się krzywda jeśli nie będziesz ostrożna. Proszę cie nie denerwuj mnie bo źle to się dla ciebie skończy. Zabraniam ci spotykać się z nim.
- Tak tato. – wstałam i wyszłam do swojego tymczasowego pokoju.
            Palant. Jego matka miała rację że jest trudny i gruboskórny. Jak można kochać takiego dupka? Owszem jest przystojny i bardzo opiekuńczy ale ta jego agresja i przyzwyczajenie że każdy będzie go słuchał jest straszne. Nie wolno mu się sprzeciwić a kiedy już to zrobisz znajdzie dwadzieścia argumentów na to że on ma rację. Nie da się z nim wygrać chyba że na to pozwoli, a jeśli pozwoli to mu nie zależy na tym. Czasem się zastanawiam czy nie robi tego wszystkiego tylko po to żeby zrobić na złość. Wcale bym się nie zdziwiła.
- Puk puk. Mogę wejść? – w uchylonych drzwiach pokazała się głowa mamy Gregoria. – Pokłóciliście się?
- Nie. To nic takiego.
            Weszła do środka i usiadła obok mnie na łóżku. Miała tak samo ciemne oczy jak syn oraz czarne włosy ale miała o wiele jaśniejszą karnację niż on.
- Jak jest w Podziemiach? – wypaliłam.
- Normalnie – zaśmiała się – tak jak tutaj tylko trochę ciemniej i w koło same Anioły. – zamyśliła się – No i tutaj nie ma straży. Ja i tato Giorgia mieszkamy w zamku, myślę ze to wiesz. Mamy dużo straży i doradców do wszystkiego. Bardzo rzadko możemy zostać sam na sam i nawet jeśli jest się z kimś w takiej sytuacji i ma się coś ważnego do przekazania trzeba to zrobić szeptem. Ściany mają uszy.
- Po ulicy też chodzą straże?
- O tak. Wcześniej było to znośne ale teraz kiedy aktywowałaś kamień jest ich więcej i sprawdzają każdego nawet kilka razy dziennie zwłaszcza jeśli dla nich jest podejrzany. A właśnie, jak udało ci się uaktywnić ten mały, przeklęty, magiczny kamień? – wbiła we mnie swoje spojrzenie oczekując odpowiedzi.
- Nie wiem. – poczułam ze ją rozczarowałam. – Ja po prostu tego chciałam.
- I tyle? Tylko chciałaś i puf? Działa?
- Tak mi się wydaje. Pamiętam że myślałam o tym jak chcę pomóc Greg…Giorgiowi. I on się uaktywnił.
            Przez chwilę patrzyła na mnie srogim wzrokiem lecz po chwili uśmiechnęła się do mnie szeroko.
- Jesteś tylko ziemską dziewczyną. Nie pomożesz mu. – chociaż mówiła to z uśmiechem zabolało. Według niej byłam nikim. Zwykłą ziemską dziewczyną która tak naprawdę plącze się wokół jej syna i sprawia mu tylko problemy których i tak ma dużo. – Nie zrozum mnie źle ale taka jest prawda. Nie posiadasz żadnej mocy który mogłaby pomóc pokonać Philipa.
- A kamień? – szepnęłam.
- Żeby go używać potrzeba umiejętności. Potrafisz się nim obsługiwać? Rozumiesz go? Wiesz jak możesz odebrać komuś moc przy jego użyciu? – przygryzłam wargę. Nie wiedziałam. – I w tym tkwi problem. Jeśli naprawdę chcesz mu pomóc musisz się tego nauczyć.
- Ale jak?
- Dopóki tu jestem mogę cię trochę podszkolić. Przekażę ci to co wiem na jego temat.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się do niej, nie odwzajemniła.
- To nie będzie proste. Nie wiemy też czy mój syn pozwoli sobie pomóc.
            Kiwnęłam głową na znak ze się z nią zgadzam. To nie będzie proste zadanie. Nie wiedziałam jak uaktywniłam kamień więc ciężko będzie mi zrozumieć jak działa. A nawet jeśli zrozumiem to Gregorio zrobi wszystko żeby mnie nie dopuścić do tej walki. Nie powinnam na razie o tym myśleć. Skupię się na poznaniu kamienia a dopiero potem na tym jak przekonać Gregoria że będę użyteczna.
- Zaczniemy dzisiaj wieczorem. – wyrwała mnie z zamyślenia, wstała i wyszła cicho zamykając za sobą drzwi.
            Do wieczora pozostało mi jeszcze kilka godzin. Rozejrzałam się po pokoju szukając pomysłu co robić przez ten czas.
            Coś uderzyło w okno. Serce na chwilę mi się zatrzymało tylko po to żeby zacząć bić jak szalone. Wolnym krokiem podeszłam do okna i odsunęłam roletę. Na dole stał Zach. Odetchnęłam głęboko i otworzyłam je.
- Czyś ty oszalał?
- O. Trafiłem i to za pierwszym razem.
- O czym ty mówisz.
- No nie wiedziałem w które okno mam pukać. I to wybrałem jako pierwsze.
- Głupi ma szczęście. – mruknęłam sama do siebie. – Po co przyszedłeś?
            Wskazał palcem w stronę ulicy. Wychyliłam się i dostrzegłam motor. Nie znam się na nich ale wyglądał wspaniale.
- Pomyślałem że masz ochotę na małą przejażdżkę. – z ziemi przed sobą podniósł dwa kaski. Gestem dłoni pokazałam mu żeby zaczekał. Wyjrzałam za drzwi pokoju. Nikt się obok nie kręcił a na dole ktoś oglądał telewizję. Z szafy wyjęłam zapasową kurtkę i kozaki. Szybko się ubrałam. Z krzesła zabrałam szalik należący do Zacha. Na karteczce nabazgrałam : Wyszłam na chwilę. Zach zabrał mnie na przejażdżkę. Gregorio proszę nie bądź zły.
            Przerzuciłam nogę przez parapet okna. Spojrzałam w dół. Nie spodziewałam się że to tak wysoko.
- Wejdź na ten płotek. – Zach podszedł bliżej jakby się obawiał że spadnę. Zgodnie z jego wskazówką lekko zsunęłam się w dół i oparłam nogę na małym płotku który chyba miał służyć kwiatom.
- Jeej. Udało się. – uśmiechnęłam się sama do siebie i w tym samym momencie palce ześliznęły mi się parapetu. Nawet nie zdążyłam wydać z siebie jakiegokolwiek dźwięku a Zach już mnie trzymał w ramionach.
- Ostrożnie mała dynio. Nic ci nie jest?
- Nie. Jestem cała tylko najadłam się strachu. Już możesz mnie postawić.
            Uśmiechnął się szeroko i postawił mnie cały czas podtrzymując za ramię jakbym miała upaść. Uśmiechnęłam się do niego. Podeszliśmy do jego motoru.


            Tuż po małej kłótni z Rose wyszedłem z domu. Sam nie wiedziałem gdzie idę i po co. Mijałem obcych ludzi którzy obserwowali mnie jakbym był jakimś złym charakterem. Cóż, poniekąd jestem złym charakterem który bardzo walczy ze swoją naturą. Musze pokonać złego gościa po to żebym tylko ja był tym złym. Co za pokrętne myślenie.
            Nogi same prowadziły mnie na polanę na którą o tej porze roku nikt nie przychodził. Rozejrzałem się i wyostrzyłem swoje zmysły. Nie było nikogo w promieniu kilometra. Odetchnąłem głęboko i z moich pleców z gracją wysunęły się skrzydła.
            W jednej chwili zniknęły wszystkie zamartwienia, mięśnie rozluźniły się i zniknął stres. Rozprostowałem je kilka razy i na twarzy pojawił się uśmiech. Ugiąłem kolana i wzniosłem się wysoko w powietrze. Wznosiłem się coraz wyżej i wyżej aż z mojej piersi wyleciał donośny śmiech. Prawdziwy i szczery.

- Mamo wróciłem. – wrzuciłem klucze do miseczki i z uśmiechem wkroczyłem do salonu. Rzuciłem się na miejsce obok niej. – Widzę że się lenisz. – pstryknąłem ją w nos i uciekłem do kuchni.
- Ty mały… - wstała i pobiegła za mną. – Ja się lenie a ty wyjadasz z garów.
- Głodny jestem.
- To idź po Rose i zjemy razem. Jest u siebie w pokoju.
            Wsadziłem palec w sos i uciekłem przed ciosem ścierką. Wbiegłem po schodach po trzy stopnie.
- Rose – zapukałem do drzwi – hej chodź jeść. – zapukałem jeszcze raz.
            Lekko uchyliłem drzwi i zajrzałem do środka. Pusto. Wszedłem. Gdzie ona jest?
- Hej Rose? - Wyjrzałem przez okno. Na dole były ślady butów.
            Całe moje szczęście i radość ulotniły się tak szybko jak się pojawiły. Rozejrzałem się. Na biurku leżała kartka. Kilka razy przeczytałem tą krótką wiadomość. Na dworze jak zwykle kiedy się złoszczę rozległ się grzmot. „Co ona najlepszego zrobiła.”
            Rzuciłem kartkę na podłogę i wyskoczyłem przez okno. W mgnieniu oka wysunęły się skrzydła. Całą swoją siłą woli starałem się myślami odnaleźć Rose. Po dłuższej chwili intuicyjnie wiedziałem w jakim kierunku pojechała. Jak po sznurku ją znalazłem. Wszedłem między drzewa i schowałem skrzydła. Nie zastanawiając się nad niczym szybkim krokiem podszedłem do Rose i Zacha.
- Mogę się dowiedzieć co ty wyprawiasz? Jesteś taka nieodpowiedzialna – spojrzałem na nią ze złością i przeniosłem wzrok na Zacha który już chciał się odezwać – a ty się nie odzywaj lepiej bo źle się to dla ciebie skończy. – zmierzyłem go spojrzeniem i mnie zatkało.
- Gregorio proszę cię opanuj się. Jak widzisz jestem cała i bezpieczna.
- Zamknij się – syknąłem i stanąłem między nią a nim.
- Nie mów tak do mnie.
- Wiesz kto to jest?
- Zach…
- Być może. To jest ta osobą której nie mogliśmy wyczuć. – przeniosłem ostre spojrzenie na chłopaka.- Prawda?


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


            Szeroko otworzyłam oczy. O czym on mówi? Przecież to nie może być prawda. Zach…Zach to Zach. Miły chłopak który mnie lubi. Tak dobrze spędzaliśmy razem czas. Ale jeśli to prawda to Zach współpracuje z Philipem.
            Jaka ja byłam głupia. Nie powinnam tak ufać ludziom. Ale z drugiej strony nie mogę każdego unikać i z nikim nie rozmawiać jak jakiś świr. Chciałam tylko trochę się rozluźnić. A on był miły i chciał mnie bliżej poznać.
- Teraz grzecznie pójdziesz z nami. – twardy ton Gregoria zmroził nawet Zacha.
            W mgnieniu oka znaleźliśmy się u Gregoria. Jego mama zniknęła z domu ale on zdawał się tym nie przejmować. Popchnął Zacha na fotel i wbił w niego mordercze spojrzenie.
- Gregorio..ja…
- Nie teraz Rose. – nawet na mnie nie spojrzał. – Kim jesteś? Co tu robisz? – pytania skierował do Zacha.
- Jestem tak jak ty Upadłym Aniołem. Tak samo zrodzonym jak i ty. Krótki czas po tobie. Mam na imię Zach.
- Co tu robisz? – warknął.
- Ech – Zach spuścił głowę w dół – I tak mi nie uwierzysz.
- Spróbujmy.
- Pruflas prosił mnie o pomoc.
- Kto? – skrzywiłam się słysząc to dziwne imię.
- Philip. Jego anielskie imię to Pruflas. Czemu chciał twojej pomocy?
- Obiecał dać mi moc kiedy kamień wpadnie w jego ręce. Ale zacząłem mieć wątpliwości. Rosalie jest bardzo miła i nie chciałbym jej skrzywdzić. Teraz to Philip mnie skrzywdzi.
- Dokładnie jaki był plan?
- Miałem zdobyć zaufanie Rose – słysząc te słowa zakręciły mi się łzy w oczach, o ja głupia. – Twoje zaufanie też miałem zdobyć. Miałem usunąć każdego kto mi stanie na drodze. Niezależnie kto to będzie. Gdybym  - zająkał się i spuścił głowę jeszcze niżej – gdybym sobie nie poradził miałem zabić Rose.
- Co miałeś dostać w zamian? – Gregorio odsunął się od niego kawałek.
- Moc. Bo ja nie mam nic. Żadnej mocy.
- Dlaczego?
Zach podniósł głowę i spojrzał na Gregoria jakby nie wierzył że serio usłyszał to pytanie.
- Co dlaczego?
- Dlaczego nie masz mocy głąbie? – usiadł obok mnie i objął mnie ramieniem. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę że drżę.
- Nie wiem. Taki się urodziłem. Nie władam żadnym żywiołem, nie kontroluje umysłów – głos mu się załamał. – jestem takim nikim. Chciałem być kimś.
- Spróbuj stworzyć kule ognia.
- Nie potrafię.
- Spróbuj. – wstał i znowu do niego podszedł. – Pomyśl o tym ze chcesz ją mieć w dłoni.
- Ale ja nie umiem. Już próbowałem, przez wiele lat. Miałem specjalnych nauczycieli.
- I  kompletnie nic nie potrafisz? – nerwowym krokiem kilka razy przeszedł wzdłuż pokoju. – Coś musisz umieć. Inaczej nie byłbyś Aniołem.
- To może nim nie jestem. Jakaś marna kopia, imitacja Anioła. – Zach był tak załamany że z jego ust wydobywał się tylko szept.
- Nie użalaj się. Coś na pewno potrafisz. Wstawaj i za mną. A ty – palcem wskazał na mnie – do pokoju. Później się tobą zajmę.
            Chciałam na niego krzyknąć żeby nie traktował mnie jak dziecko ale chyba miał rację. Tak się zachowywałam więc miał prawo tak mnie traktować. Posłusznie się podniosłam i pobiegłam do swojego pokoju.
            Dokładnie zamknęłam okno i położyłam się na łóżko. Jeśli Philip kazał Zachowi usunąć każdego kto mu przeszkadzał to czy śmierć moich rodziców to też jego wina? Wolałabym nie. Chyba jednak wolę myśleć że to niczyja wina niż jego. Nie może być aż tak zły. Widać było u niego skruchę i to że plan Philipa mu nie pasuje. Nie chciał mnie skrzywdzić. Chciał się zaprzyjaźnić. Prawda? Nie wiem co mam teraz o tym wszystkim myśleć. Nie wiem co Gregorio chce zrobić i gdzie go zabrał.

            Po dłuższym czasie wstałam i na palcach zeszłam do kuchni. Zaczęło tak mi burczeć w brzuchu że aż naszły mnie obawy czy sąsiedzi nie słyszą. Szybko odgrzałam sobie obiad i z powrotem zamknęłam się w pokoju. 

5 komentarzy:

  1. To było świetne i strasznie żałuję, że skończyłaś w takim miejscu ! Myślałam, że Rose wkurzy się i ucieknie po tym, jak matka Gregoria powiedziała, że jest ona tylko zwykłą dziewczyną i nic nie wskóra . Oby treningi z nią przyniosły efekty . Na szczęście chłopak zjawił się na czas w trakcie tej przejażdżki i połapał się w tym wszystkim . Ciekawe, czy pomoże Zachowi z mocą . I jaki będzie kolejny ruch Philipa ? Nie mogę się doczekać tego wszystkiego ! Pozdrawiam, weny ;D

    P.S. Cudowne są te zmiany w narracji ;)

    [ http://odglosy-nocy.blogspot.com/ ]

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapraszam do mnie na nowy rozdział :D http://dreamofyaoi.blox.pl/2013/08/Rozdzial-IX-Glebsze-poznanie.html


    Akihita :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Serdecznie zapraszam na nowy rozdział - 086. ;D

    [ http://odglosy-nocy.blogspot.com/ ]

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapraszam na NN - rozdział 087. ;)

    [ http://odglosy-nocy.blogspot.com/ ]

    OdpowiedzUsuń
  5. Serdecznie zapraszam na kolejną notkę ! - Rozdział 088. ;D

    [ http://odglosy-nocy.blogspot.com ]

    OdpowiedzUsuń