czwartek, 15 sierpnia 2013

Rozdział 14

Postanowiłam z powodu nudy pobawić się czcionkami itp, ale jeśli nie będzie ten wygląd Wam odpowiadał to dajcie znać a naprawię to. Dodaje to co mam. Postaram się o coś lepszego następnym razem....wiem wiem zawsze obiecuje. Ok koniec biadolenia. Miłego czytania. 


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Ceremonia pogrzebowa była krótka i skromna. Przyszedł Gregorio i Corinne z rodzicami. Już nie płakałam, chyba nie miałam czym. Stałam sztywno przed dwiema trumnami swoich rodziców. Gregorio namówił mnie żebym nie żądała ich otworzenia. Posłuchałam go.
- Chodź. – Corinne objęła mnie ramieniem kiedy było już po wszystkim. – Chodź zjesz z nami obiad.
 - Dziękuje ale nie jestem głodna. I tak, jadłam dzisiaj. – uprzedziłam jej pytanie.
            Próbowałam uśmiechnąć się ale chyba wyszedł mi tylko grymas. Westchnęłam i odwróciłam się w stronę mojego samochodu.
            Byłam wdzięczna Gregoriowi że wszystko załatwił za mnie chociaż byłam pewna że cały czas jest obok mnie. Dużo spałam przez te dni i chyba wtedy właśnie wymykał się z domu. Nie pojechałam do siebie. Od  kilku dni błąkałam się po pokojach u Gregoria. Sprzątałam, gotowałam i nawet dwa razy poszłam do szkoły. Chyba czas najwyższy wziąć się w garść.
- Odgrzeję obiad dobrze?                   
- Nie. Ja to zrobię. – posadził mnie na miękkiej sofie.
- Ale mogę ci pomóc.
- Nie możesz.
            Westchnęłam i grzecznie czekałam aż tym razem to on poda obiad. W ciszy zjedliśmy przygotowane wcześniej spaghetti.
- Rozmawiałem…z moimi…rodzicami – spojrzał na mnie.
- I co?
- Mojej mamie bardzo przykro i chciałaby tutaj przyjść.
- Naprawdę? Kiedy?
- Niedługo. Może jutro. Chciałaby cię poznać ona…ona myśli że my…no wiesz – jąkał się.
- Że jesteśmy razem?
- No tak. Nawet chciała żebym cię zabrał do nas…
- To zrób to. – odparłam z mocą.
- Podziemie jest teraz bardzo strzeżone. Nawet gdyby pozwolili ci ze mną przejść nie gwarantuje ci że będziesz tam bezpieczna. Pamiętaj o kamieniu. Ty i on jesteście bardzo pożądani. – przyjrzał mi się.
- Czemu mieliby mnie z tobą nie wpuścić? – pominęłam kwestię mojego bezpieczeństwa. I tak przy nim czułam się najbezpieczniej pod słońcem więc nawet myśl że cokolwiek mi się może stać nie przechodziła mi przez głowę.
- Jesteś śmiertelna. A śmiertelni nie powinni wiedzieć o naszym istnieniu.
- Ale przecież są ludzie którzy wierzą w Anioły.
- Wierzą ale ich nie widzieli. To jednak jest różnica. Musiałbym im podać powód, bardzo ważny powód na to żebyś tam weszła.
- Na przykład jaki powód.
- Nie wiem – zirytował się – Po co chcesz to wiedzieć?
            Popatrzyłam na niego nie rozumiejąc jego złości. Przecież ja tylko zapytałam. Ukrywa coś przede mną?  Tylko co?
- Nie denerwuj się na mnie.
- Wybacz. – zamyślił się – Musiałbym im na przykład udowodnić że jesteśmy bardzo w sobie zakochani. Albo że tutaj jesteś w niebezpieczeństwie i tylko przebywanie w Podziemiach jest w stanie uratować ciebie, a kamień będzie bezpieczny.
- Przecież Philip na mnie poluje, i ten ktoś o kim nic jeszcze nie wiemy.
- To chyba za mało.
- Szkoda. Ale przynajmniej poznam twoją mamę.
- Tak… - wstał i szybko wyszedł zanim zdążyłam zapytać go co to był za ton.
            Już następnego dnia Gregorio poinformował mnie że za chwilę pojawi się jego matka. Z pięć razy przebierałam się i zachowywałam się jak kurczak bez głowy. Nie wiedziałam co mam jeszcze zrobić. Bardzo obawiałam się tego spotkania. W efekcie całego zdenerwowania zabunkrowałam się w łazience i chwilę później rozbrzmiał dzwonek do drzwi a potem ciche dźwięki rozmowy. Zaczerpnęłam kilka głęboki wdechów i wolno wyszłam z łazienki. Na trzęsących się nogach weszłam do salonu. Obok Gregoria stała niewysoka ciemnowłosa kobieta z szerokim uśmiechem.
- Więc to ty jesteś Rosalie – jej głos był delikatny – mój syn wciąż o tobie mówi.
- Nie prawda – burknął.
- Ćśś. Jesteś śliczna – uśmiechnęła się jeszcze szerzej. – Dba o ciebie? Jest miły? Wiem jaki potrafi być nieokrzesany. Aż czasem się zastanawiam kto go tak wychował bo chyba nie ja.
- Mamo nie jesteśmy razem.
- Ćśś.
            Zaśmiałam się. Jego mama była bardzo urocza. A jej uśmiechu nie sposób było nie odwzajemnić.
- Proszę pani my…
- Możesz mówić mi mamo jak chcesz. Giorgio chyba nigdy się nie zakochał – słysząc te słowa Gregorio cicho chrząknął i syczał coś w stylu „mamo nie, mamo cicho” ona mu jednak tylko zatkała buzię dłonią i przyłożyła palec do swoich ust żeby pokazać mu że ma być cicho – ma tak grubą skorupę wokół siebie że nikt nie może do niego dotrzeć z żadnymi uczuciami ale widzę kochanie że tobie jednej się udało. Jestem taka szczęśliwa.
- Ale my nie…
- Ale niczym się nie przejmuj. Te wasze hormony i miłość….
- Nie jesteśmy razem. – ryknął Gregorio. Chwilę potem na zewnątrz rozległ się głośny grzmot, kilka sekund później następny i następny.
- Jak ty się zachowujesz? Synu, jak ojciec się o tym dowie…
- To może łaskawie wysłuchaj nas. Ja i Rose nie. jesteśmy. razem. – dobitnie akcentował każde słowo. – Jesteśmy przyjaciółmi.
- Ja i tak wiem swoje. – spojrzała na syna.
            Gregorio zamknął oczy i po chwili jego mięśnie twarzy rozluźniły się a grzmoty na zewnątrz ustały. Spojrzał na mnie przepraszającym wzrokiem. Uśmiechnęłam się do niego dając mu do zrozumienia że nic się nie stało.
- Giorgio gdzie twoje maniery? – jego matka pokiwała głową – Pokażesz mi gdzie mogę się rozpakować?
            Chłopak burknął coś pod nosem za co zarobił porządny cios w ramię i wskazał swojej rodzicielce pokój na piętrze. Kobieta z dużym uśmiechem odeszła do niego.
- Gregorio…
- Tak Rose?
- Ja spakuje swoje rzeczy i wrócę już do domu.
- Jesteś pewna? – spojrzał na mnie z troską. – Możesz zostać. Ani mnie ani mojej mamie nie przeszkadzasz. A tak szczerze mówiąc lepiej żebyś została. Będę musiał potem słuchać że pewnie znowu okazałem się gburem bez manier i uciekłaś ode mnie albo będzie się użalać nad sobą że to jej wina i zepsuła nam tak wspaniały związek. – uśmiechnął się do mnie promiennie. -  Jeśli będzie ci ciężko to zawsze mogę spróbować wpłynąć na ciebie. Na twoje myśli. – dodał widząc moją zdezorientowaną minę.
- Dobrze ale…chciałabym iść na spacer. Sama. Zostawię ci kryształ na wszelki wypadek.
- Dobrze ale nie odchodź daleko. I dzwoń do mnie gdyby coś się stało.
- Tak jest. – przyłożyłam dwa palce do czoła.
            Pokiwał głową z lekkim uśmiechem i poszedł do swojej matki. Kryształek zostawiłam na stole a zabrałam z niego komórkę. Założyłam buty i kurtkę. Na dworze było mroźno i spacer mógł być bardzo orzeźwiający. Spojrzałam w niebo. Nie było widać słońca, chmury były szare i ciężkie. Lada dzień spadnie śnieg.
            Wolnym krokiem szłam przed siebie. Nogi same mnie prowadziły do pobliskiego parku. Uważnie patrzyłam pod nogi. Chyba nawet zbyt uważnie bo po kilku krokach wpadłam na kogoś.
- Bardzo przepraszam. Zamyśliłam się. – bąknęłam.
- Nic się nie stało mała dynio. – podniosłam wzrok. – Nie pamiętasz mnie? Nic dziwnego. Spotkaliśmy się na balu z okazji Halloween. Zach.
- Pamiętam. – lekko się do niego uśmiechnęłam.
- Wtedy też na mnie wpadłaś. Jeszcze raz i pomyśle że to przeznaczenie. – przekrzywił głowę na bok i przyglądał mi się szarymi oczami.
- Myślę raczej że przy następnym razie będziemy mieć pewność ze jestem ciamajdą.
            Szeroko się uśmiechnął słysząc moją odpowiedź.
- Nie…raczej będzie to przeznaczenie. – odwrócił się na pięcie i uśmiechnął do mnie przez ramię. – Przejdziemy się?
- Z chęcią.
            Zrównałam się z nim. Wyglądał naprawdę dobrze. Miał na sobie buty za kostkę, luźne jeansy i kurtkę w kratkę. Wyglądał na chłopaka z bogatej rodziny.
- Nigdy wcześniej cię tu nie widziałam.
- Całkiem niedawno wróciłem. Uczyłem się w szkole z internatem. Po za tym nie jest to wcale takie małe miasteczko. Mogliśmy uczyć się w innych szkołach.
- No tak – lekko zarumieniłam się.
- Zimno ci? – spojrzał na mnie z troską.
- Nie. Czemu?
- Masz czerwone policzki. Pomyślałem że to przez to mroźne powietrze. – nim zdążyłam odpowiedzieć zdjął szalik i obwiązał mi go wokół szyi. – Teraz będzie ci ciepło.
            Zaczerwieniłam się jeszcze bardziej i spuściłam wzrok.
- Teraz będzie mi wręcz gorąco. – szybko odwróciłam od niego głowę i szłam dalej jakby nigdy nic.
- Jak się bawiłaś na balu? Nie widziałem cię później na nim. Wyszłaś?
- Czemu…czemu pytasz?
- Jestem ciekawy gdzie taka słodka dynia mogła się schować.
- Chwilę później wyszłam. Nie czułam się dobrze w tym stroju.
- Rozumiem. – zapadła cisza.
            Przeszliśmy się jeszcze spory kawałek aż uznałam że czas wracać. Gregorio pewnie za chwile zwoła grupę poszukiwawczą dla mnie. Zach odprowadził mnie pod sam dom.
- Tutaj mieszkasz? – spojrzał krytycznym wzrokiem na dom.
- Nie. To znaczy… - jąkałam się – pomieszkuje tu chwilowo. Miałam problemy w rodzinie i kolega się mną opiekuje.
- Kolega – wypowiedział to słowo jak obelgę.
- Jesteśmy tylko przyjaciółmi. Nigdy nic między nami nie było. – czułam potrzebę wyjaśnienia całej sprawy.
- Nie ma przyjaźni między mężczyzną a kobietą. – jego ton był twardy jak u Gregoria. Przez ułamek sekundy pomyślałam że są bardzo do siebie podobni ale szybko ta myśl uciekła. Wszystko w Zachu było inne. Nic nie przypominało Gregoria. Może tylko ten ton. Ale to się zdarzyło raz i mógł to być zwykły przypadek. Ja tez czasem mówię takim tonem….albo przynajmniej staram się takim mówić.
- Chcesz…chcesz wejść na herbatę? – w tym samym momencie w oknie pokazała się twarz Gregoria. Ale ciekawski.
- Nie. – Zach również go dostrzegł. – Może innym razem. – ku memu zaskoczeniu przytulił mnie do siebie. – Pa dynio. – odparł na odchodnym.
- P…pa. – pokręciłam głową i weszłam do domu.
- Kto to był? – doskoczył do mnie.
- Zach. Poznałam go na balu w Halloween.
- Nic nie mówiłaś że go poznałaś.
- Przestań. Nie wygląda na groźnego. Nic mi nie zrobi.
- I tak go sprawdzę. – zmrużył oczy. 

5 komentarzy:

  1. No, nareszcie trochę dłuższy rozdział ! Bardzo się cieszę, że tak szybko mogę go przeczytać i dziękuję, że opowiedziałaś na mój ostatni komentarz ;) No cóż, upał chyba na wszystkich źle wpływa, ale ja po powrocie odzyskałam wenę i - nie chwaląc się - dziś zabieram się za pisanie . Ale do rzeczy, bo znów się rozgadałam ! x.x Bardzo spodobało mi się to spotkanie z matką Gregoria . Wydaje się świetna i zabawna, nieźle się uśmiałam, kiedy denerwowała chłopaka ;D Dziwi mnie tylko, że puścił Rose samą na spacer . Całe szczęście, że nic się jej nie stało . I Gregorio nie robił jej wyrzutów o to, że spotkała się z nieznajomym ? Hmm, domyślam się, że naprawdę dokładnie go sprawdzi . No nic, czekam na więcej scen z matką chłopaka i w ogóle na kontynuację . Serdecznie pozdrawiam ;)

    P.S. Odpowiadając na Twoje pytanie: jeśli chodzi o czcionki, to mnie się podoba .

    [ http://odglosy-nocy.blogspot.com/ ]

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział 84. ! Zapraszam ! ;D

    [ http://odglosy-nocy.blogspot.com ]

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj! Przeprasza, przepraszam i jeszcze raz przepraszam :D Po prostu rozdział wstawiłam zaraz przed moim wyjazdem w góry i dopiero w samochodzie zdałam sobie sprawę z tego, że nie zdążyłam Cię poinformować :/ Za to teraz to robię :P Zapraszam na rozdział VII :D

    Akihita :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam i serdecznie zapraszam na rozdział 085. ;)

    [ http://odglosy-nocy.blogspot.com/ ]

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapraszam na rozdział X :D
    http://dreamofyaoi.blox.pl/2013/09/Rozdzial-X-Tancowala-igla-z-no-wlasnie.html

    Akihita

    OdpowiedzUsuń