A o to przed państwem....(trururururururu) rozdział o niczym!! Hahahah miłego czytania.
Zebrał się ogromny tłum.
Wszyscy ustawili się w wielkie koło i po kolei wchodzili do środka żeby pokazać
swój taniec. Zawahałam się. Przecież ja nie potrafię tańczyć. Tylko się
ośmieszę. Odwróciłam się na pięcie i wpadłam na kogoś.
- Prze…przepraszam. –
wybąknęłam.
- Nic się nie stało. –
szeroko się do mnie uśmiechnął. – Gdzie uciekasz piękna dynio? Nie chcesz
potańczyć?
- Nie...nie ja nie potrafię.
Po za tym ten strój. – pokazałam na to coś pomarańczowe na sobie.
- Ach już rozumiem. Tak w
sekrecie powiem ci że ja tez nie potrafię tańczyć. – uśmiechnął się aż błysnęły
mu śnieżnobiałe zęby.
Był wyższy ode mnie o głowę. Szare oczy przenikały w głąb
mojej świadomości. Lekko potrząsnął głową a razem z tym ruchem rozwiały się
jego kasztanowe włosy.
- Nie masz na sobie kostiumu.
– zauważyłam.
- Fakt – spojrzał na swoje
jeansy z czerwonymi szelkami i szary obcisły podkoszulek z dekoltem w serek i
długimi rękawami. – Nie uczę się tutaj. – zamyślił się – Dzisiaj pilnuje
porządku i tego żeby wszyscy dobrze się bawili.
- Czyli zmusisz mnie do
tańca. – spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem.
- Nie – zaśmiał się i
pociągnął mnie do wyjścia. Posłusznie poszłam za nim. – Jestem Zach.
- A ja Rose. – oparłam się o
ścianę uważając na dekoracje do niej przyczepione.
- Ładnie. – przez chwilę mi
się przyglądał aż poczułam się bardzo nieswojo.
- Wiesz…ja chyba…chyba
powinnam wrócić do przyjaciół. – spuściłam wzrok na swoje zielone pantofelki i
szybko wróciłam na salę. Przez krótką chwilę myślałam że pójdzie za mną ale nie
zrobił tego.
Tej nocy przyśnił mi się po raz pierwszy.
Wędrowałam po
ciemnym lesie. Dobrze wiedziałam że kierunek który wybrałam jest dobry. Ale coś
się nie zgadzało. Już dawno powinnam wyjść z tego lasu. Na pewno nie mogę
chodzić w kółko bo staram się nigdzie nie skręcać. Mocno zdenerwowana wyjęłam z
kieszeni dużego płaszcza scyzoryk i na co drugim drzewie robiłam znaki. Szłam
dalej ale nie spotykałam drzew które zaznaczyłam. Ożyła we mnie na nowo
nadzieja. Uszczęśliwiona nie zauważyłam korzenia który nagle wyrósł przede mną
i upadałam. Usłyszałam szyderczy śmiech i zatrzęsła się ziemia. Spojrzałam w
niebo ale go tam nie było. Zamiast pięknych chmur widziałam czyjąś głowę. Była
ogromna i lekko zniekształcona. Rozejrzałam się i już nie byłam w lesie, byłam
w szklanej kuli która normalnie ma w sobie bałwana a po potrząśnięciu pada w
niej śnieg. Strach ścisnął mnie za gardło a po chwili wydobył się ze mnie
szloch. Już miałam krzyczeć, błagać o wypuszczenie mnie gdy obok pojawił się
Zach. Na ustach miał swój uśmiech a w oczach wesołe iskierki.
-
Chodź ze mną.
Pomógł
mi wstać i kilka kroków dalej już nie byłam w śnieżnej kuli, stałam na środku
wesołego miasteczka który stał cały rok w sąsiednim mieście.
-
Dziękuję.
Głos
mi drżał ale nie przejmowałam się tym. Bez skrępowania wpadłam chłopakowi w
ramiona…
Przeczesałam włosy palcami i usiadłam. Na policzkach poczułam
już zasychające stróżki łez. Co za głupi sen. Na miękkich nogach podeszłam do
lusterka w łazience. O dziwo nie wyglądałam źle nie licząc rozczochranych
włosów. Próbowałam je rozczesać szczotką co nie było łatwe. Przez chwilę
myślałam nawet że nie obejdzie się bez ścinania ale poradziłam sobie.
Wskoczyłam pod prysznic a gorące krople trochę mnie rozluźniły. Ubrałam się w
swój ulubiony dres i zjadłam płatki z mlekiem popijając sokiem pomarańczowym.
Potem oddzwoniłam do rodziców którzy o dziwo odezwali się do mnie, szkoda tylko
że nie odebrali. Na automatycznej sekretarce zostawiłam im pozdrowienia ode
mnie i Corinne, w skrócie opowiedziałam o znajomości z Gregoriem pomijając to
że jest Upadłym Aniołem. Pochwaliłam się również referatem który razem z Panem
Aniołem napisaliśmy na 5.
Rozsiadłam
się na sofie w salonie i sięgnęłam po jedną z gazetek. Jaki ten dzień jest
normalny. Już dawno takiego nie miałam. Nie muszę na nikogo uważać, nikt mnie
nie męczy telefonami i nie muszę słuchać o Upadłych Aniołach. Dzień Rose. Kiwnęłam
głową do własnych myśli.
Przejrzałam
wszystkie gazetki o modzie, włączyłam laptopa i po raz pierwszy od bardzo dawna
weszłam na portale społecznościowe. Załamałam się widząc od groma wiadomości na
które miałam odpisać. Nie to że byłam bardzo popularna bo daleko mi do tego ale
zadaje się z Corinne a ona należy do elity szkoły. Dużo osób pisze do mnie
tylko po to żeby się wkupić w moje łaski i być bliżej mojej przyjaciółki. Nim
uprzejmość wzięła nade mną górę i dałabym się jej żeby odpisywać zamknęłam
stronę.
Po chwili
namysłu wpisałam w wyszukiwarkę hasło „upadłe anioły”. Wyskoczyła mi masa
stron. Większość dotyczyła religii chrześcijańskiej. Weszłam w jedną która
wydała mi się najciekawsza. Tytuł głosił „UPADŁE
ANIOŁY W PIGUŁCE”. Mruknęłam cicho. W części menu wybrałam zdjęcia.
W galerii znalazłam obrazy malowane kilka stuleci temu.
Jedne były bardzo ciekawe. Przedstawiały półnagich mężczyzn z dużymi
kruczoczarnymi skrzydłami. Niestety inne były przerażające. Nad rozczłonkowanym
ciałem stało kilku aniołów wymazanych krwią tego człowieka. Pod obrazem głosił
napis „ Największy grzesznik a nad nim zesłani Aniołowie którzy nie potrafili
się oprzeć sile zła i zabili go, zmieniając się tym samym w Upadłych Aniołów.” Wzdrygnęłam
się. To chore. Zamknęłam stronę i wyłączyłam komputer. Rozłożyłam się na sofie
i zamknęłam oczy. No i co dalej? Chyba się nudzę.
To straszne że już bez Gregoria nie mogę spędzić nawet
jednego dnia. Wywrócił moje całe życie do góry nogami. Już nic nie jest takie
samo.
Rozejrzałam się po salonie. Nawet on wydał mi się nudny.
W całym domu było cicho, tylko w kuchni cicho tykał zegar. Tik tak, tik tak,
tik…gdzie tak? Zmarszczyłam brwi i podniosłam się cicho stękając. Wolnym
krokiem podeszłam do drzwi kuchni i zajrzałam do niej, pomijając fakt że czułam
się jak ostatnia kretynka. Spojrzałam w stronę całego zestawu brązowych
kuchennych szafek – nikogo nie ma. Przeniosłam wzrok w stronę dużej szarej
lodówki – tu też nikogo nie ma. Dalej stał stolik kuchenny z którego kiedyś
moja mama korzystała gotując nam obiady, jako małe dziecko siadałam tam i
kolorowałam obserwując jak krząta się po całej kuchni.
Cicho krzyknęłam widząc czarną postać opierającą się o
blat. Odruchowo zakryłam usta zimnymi dłońmi.
- Wybacz. Nie chciałem cię
przestraszyć – po głosie mogłam poznać że mój nieproszony gość się uśmiecha. –
Chciałem sprawdzić czy jesteś cała.
- Jestem cała. Dlaczego nie
zadzwoniłeś do drzwi jak normalny człowiek? Nie wiesz że to jest włamanie? Jak
tu w ogóle wlazłeś? – byłam tak oburzona zachowaniem Gregoria że nie zdawałam sobie
sprawy że zadaje pytanie za pytaniem i podnoszę głos. Ponad to uśmiech na jego
twarzy robił się coraz większy po każdym moim pytaniu.
- W planach miałem tylko
sprawdzić czy jesteś cała i nawet nie witać się z tobą ale skoro mnie
nakryłaś…to może zrobisz mi coś dobrego? Od rana nic tylko patroluję. Jestem
wymęczony. – wyminął mnie bez słowa i rozsiadł się w salonie.
- Ty…ty chyba żartujesz?! –
wrzeszczałam. Ledwo obdarzył mnie spojrzeniem.
- Oj to nie musi być nic
wielkiego. Jakieś grzaneczki albo coś – zerwał się z miejsca widząc że rzucam
się na niego z pazurami. – Ok, ok. To może chociaż jakiś soczek?
Cicho warknęłam i w myślach policzyłam o dziesięciu. Jaki
on jest niemożliwy. Czasem tak mnie denerwuje że mam ochotę go strzelić.
Odwróciłam się na pięcie i weszłam do kuchni. Nalałam mu sok, a ponieważ mam
dobre serce zabrałam się za kilka kanapek. Kiedy zaniosłam to wszystko do
salonu myślałam ze rzucę w niego tym talerzem i szklanką.
Gregorio rozsiadł się na sofie i nie wiadomo skąd czytał
mój pamiętnik. Ostatkiem siły woli odłożyłam ostrożnie talerz i szklankę na
stolik i po raz kolejny rzuciłam się na mojego gościa. Tym razem nie spodziewał
się tego i wylądowałam na nim.
- Oddawaj! Słyszysz?! Oddawaj
mi to! – darłam się na niego a on tylko się śmiał. Wyciągnął rękę z moim
pamiętnikiem tak daleko że nie mogłam go dosięgnąć. Pod powiekami zaczęły
zbierać mi się łzy.
- Jestem przystojny chociaż
czasem się mnie boisz i wtedy.. – spojrzał w pamiętnik – jestem błeee. – śmiał
się dalej.
- Oddaj mi… - głos mi drżał i
nie byłam w stanie powstrzymać szlochu. Twarz chłopaka nagle się zmieniła. Z
pewnego siebie chłopaka nagle zmienił się w chłopca który nie ma pojęcia co
zrobić.
- Rose…Rosalie przepraszam –
odłożył mój pamiętnik i mocno mnie przytulił.
Czułam się jak małe dziecko któremu zabrano
najukochańszego misia. Byłam taka bezbronna. Z mojego gardła wydobywał się
tłumiony szloch. Gregorio nie zwalniał uścisku. Wtuliłam się w niego.
- Nie przeczytałem dużo.
Naprawdę. Tylko ten kawałek który zacytowałem. – podniosłam głowę i spojrzałam
na niego zapłakanymi oczami.
- Naprawdę? – pokiwał głową.
Trochę mi ulżyło i z powrotem się do niego przytuliłam. Po chwili dotarło do
mnie że się przed nim popłakałam. Zrobiło mi się strasznie wstyd, krew
napłynęła mi do policzków i gdyby nie to, już dawno bym się podniosła. Gregorio
chyba czuł się winny (i bardzo dobrze) i nie ruszał się, nie starał się dać mi
do zrozumienia że naruszam jego strefę prywatną. Kiedy poczułam że moje
policzki wróciły do normy podniosłam głowę. Chłopak miał zamknięte oczy i
oddychał równomiernie. Wolno się podniosłam z niego, na palcach poszłam do
pokoju po koc, wróciłam i przykryłam go nim.
Musiał być naprawdę zmęczony skoro zasnął w tak krótkim
czasie. Spojrzałam na stolik, cóż kanapki będą musiały poczekać. Zaniosłam je
do kuchni i przykryłam żeby nie wyschły. Stanęłam w drzwiach i patrzyłam na
chłopaka.
Jego czarne włosy rozproszyły się na jasnej poduszce
tworząc duży kontrast kolorystyczny. Uśmiechnęłam się widząc go przykrytego brzoskwiniowym
kocem. Nie wyobrażałam sobie go jako dziecko, które bawiło się zabawkami.
Teraz, kiedy spał mięśnie jego twarzy rozluźniły się i wyglądał tak bezbronnie.
Ponownie się uśmiechnęłam.
Z pokoju przyniosłam sobie podręczniki i rozłożyłam się
na podłodze koło śpiącego Gregoria. Przy każdym jego głębszym oddechu
podnosiłam się i sprawdzałam czy nadal śpi. Po czterech godzinach nauki,
odrabiana zadań i to nawet tych które dopiero mieliśmy przerabiać pozbierałam
wszystko i wzięłam się za szykowanie obiadu.
Nałożyłam
na dwa talerze parujący wciąż makaron i zalałam go sokiem, do wysokich i
kolorowych szklanek nalałam soku pomarańczowego. Dzięki kolorowemu szkłu napój
przybrał ciekawą dla oka barwę. Talerze ze spaghetti i szklanki z sokiem
postawiłam na tacy i zaniosłam do salonu. Wcisnęłam się na miejsce obok
Gregoria i przez chwilę go obserwowałam. Po raz kolejny dotarło do mnie jaki
musiał być zmęczony.
Przypomniało
mi się jak opowiadał o tym jak wszystkie Anioły czują się kiedy mają schowane
skrzydła. Jestem pewna że i on za często swoich nie wyciąga. Może i jego
dopadała jakaś depresja. Nie mogę tak myśleć. On jest silny i od dawna chowa
swoje skrzydła przed ludźmi. „No właśnie,
chowa skrzydła przez tyle stuleci a ty mu jeszcze robisz problemy, a może
jednak wpada w depresję.” Cichy głosik w mojej głowie nie dawał mi spokoju.
Potrząsnęłam
głową. Dość tych bzdur. Lekko postukałam chłopaka w ramię.
- Gregorio… - nie reagował
więc postukałam mocniej
- Co… -cicho westchnął i
próbował odwrócić się na drugi bok ale przeszkadzałam mu w tym siedząc obok
niego.
- Obudź się – przeczesałam
palcami jego włosy. Otworzył jedno oko i spojrzał na mnie, wydał z siebie
nieokreślony dźwięk i otworzył drugie oko.
- Czemu pozwoliłaś mi zasnąć?
– usiadł.
- Nie pozwoliłam. Sam
zasnąłeś a potem nie miałam serca cię budzić. Ale teraz za karę musisz zjeść
późny obiad.
Zerknął na szklany stolik i
lekko się skrzywił. – Sama to robiłaś?
- No tak. Nie otruję cię.
Potarł czoło zaspany. Zakrył dłonią buzię żeby ukryć
ziewnięcie. Rozejrzał się po pomieszczeniu. W kącikach oczu kręciły mu się łzy,
które pewnie wywołało ziewnięcie. Jego wzrok padł na mój ulubiony brzoskwiniowy
koc i lekko się załamał. Coś powiedział sobie pod nosem co dla mnie brzmiało
jak „Bardzo męskie”. Odrzucił na bok koc i spuścił nogi na dywan, przeciągnął
się dla rozbudzenia ale nadal widać było że jedną noga jest w krainie snów.
Przeniosłam się na fotel i wzięłam w rękę talerz. Uśmiechem zachęciłam go żeby
zaczął jeść. Westchnął ale sięgnął po widelec.
- Tak marudziłeś a zjadłeś
wszystko – zabrałam od niego talerz kiedy skończyliśmy, wyniosłam je do kuchni
i szybko do niego wróciłam. – A teraz powiedz mi, tak szczerze, kiedy ostatni
raz byłeś w domu.
- Hmm… - zamyślił się – tak
na dłużej to chyba wtedy kiedy Adrian u mnie trenował. Potem byłem u ojca, ten
bal i teraz patrolowanie.
- A kiedy masz zamiar do
niego wrócić…tak na dłużej?
- Nie mam pojęcia –
poczochrał sobie włosy – nie mam teraz czasu na siedzenie sobie w domku. Musze
się dowiedzieć kim był ten Ktoś zanim nas zaatakuje.
- Ale wiesz ze tak nie wolno?
Musisz odpoczywać, jeść…myć się.
- Taa prysznic to by mi się
przydał.
- To może… - westchnęłam –
idź weź ten prysznic teraz. Skoro już tutaj spałeś i jadłeś obiad to nic się
nie stanie jak weźmiesz też i prysznic. Prawda?
Po chwili zastanowienia kiwnął głową i sam poszedł na
poszukiwania łazienki. Zamknęłam oczy. Nie wiem czy dobrze robię. Rozumiem to
że mi pomaga, chroni mnie ale jest chyba na tyle dorosły że potrafi zadbać sam
o siebie. Ma swój dom i swój rozum. Nie musiał wpadać do mnie żeby sprawdzać
czy jestem cała. Mógł wysłać Adriana czy chociaż Dymitra…gdziekolwiek on jest.
Przysłałby kogoś a sam mógłby się położyć spać na kilka godzin. Nie rozumiem
jego zachowania. Pojawia się w domu żeby się przebrać ale już nie dba o to żeby
coś zjeść czy się zdrzemnąć.
Pokręciłam głową i poszłam włożyć naczynia do zmywarki.
Co to się porobiło? Przecież na samym początku wszystko było dobrze. Chciałam
mu pomóc aktywując ten cholerny kamień a nie robić mu więcej problemów.
Wrócił do salonu z mokrymi włosami i wielkim uśmiechem.
- Tego mi było trzeba –
puścił mi perskie oko.
- Cieszę się…wysusz głowę bo
się przeziębisz.
Cicho się zaśmiał. Mięsnie jego twarzy stężały, włosy się
rozwiały jakby smagał je wiatr i po chwili były suche.
- Ale…jak…
- Plusy z mocy ognia.
- Fajnie. Ja też tak chcę.
Skrzywił się a ja nie zrozumiałam dlaczego. Przez chwilę
czekałam aż mi wytłumaczy ale po minie poznałam ze nie wróci do tego.
Odpuściłam. Nie było sensu wypytywać go o coś o czym nie chciał mówić bo i tak
się wykręci albo uda że nie słyszał pytania.
- Jak to jest mieć cały czas
17 lat? – uśmiechnął się słysząc to pytanie.
- Nie musze mieć 17 lat. Mogę
mieć 20, 40. Ile tylko będę chciał. Odwróć się na chwilę.
Westchnęłam ale się odwróciłam. Kiedy odchrząknął
odwróciłam się z powrotem w jego stronę. Nie wiedziałam czego mam się
spodziewać. Na miejscu Gregoria stał wysoki mężczyzna około trzydziestki. Włosy
miał co prawda czarne ale krótkie i postawione na żel, poważne czarne oczy
przyglądały się mojej reakcji, już z tej odległości mogłam dostrzec zarost
który pokrywał część twarzy mężczyzny. Był wyższy ode mnie co najmniej o głowę.
- Zamknij buzię bo ci muchy
wlecą – zaśmiał się.
- Jak ty to zrobiłeś?
- Jako dorosły już Anioł mogę
kontrolować swój wiek…a raczej to w jakim wieku mam wyglądać?
- Dorosły czyli?
- Żyję już wiele stuleci ale
nie możesz na to w ten sposób patrzeć…naszego wieku nie da się określić bo z
reguły nie umieramy. Nie stajemy się tez dorośli tak jak wy od 18 albo 21 roku.
Christian ma obecnie 17 lat i serio tyle ma. Urodził się 17 lat temu ale sama
widziałaś że zachowuje się jak dziecko kiedy ty mieszkasz sama i dbasz o
siebie. Ja nie mogę mu dać nawet noża żeby sam sobie zrobił głupią kanapkę. –
przerwał a ja nadal nie mogłam przyzwyczaić się do jego nowego wyglądu – Chris
jest jeszcze dzieckiem. Takim…pięcioletnim wyliczając na was. Ale z drugiej
strony może dorosnąć za tydzień. Szybko zacznie rozwijać swoje moce.
- A ty ile rozwijałeś swoje
moce?
- Ja? – zaśmiał się.- Wiesz
że już nie pamiętam? – podszedł bliżej mnie i wolnym krokiem obszedł mnie
zaczynając od lewej, kiedy wyszedł po mojej prawej stronie z powrotem miał
swoje 17 lat. – Czy teraz już rozumiesz chociaż trochę?
- Chyba tak. Dorastacie
inaczej niż my i nie możecie określić swojego wieku więc macie zdolność
wybierania go sobie ze względu na wygląd.
- Brawo – uśmiechnął się do
mnie szeroko.
- Opowiesz mi jak wyglądało
twoje pierwsze wyjście na powierzchnię? Częściowo już mi o nim opowiedziałeś.
- Nie było tam wtedy pięknie.
Źle to wszystko rozegrałem i zamiast wyjść w środku nocy ja od tak sobie
wyszedłem z wielkiej dziury na środku pola która zamknęła się za mną jakby nigdy
nic. Ci co nie wiedzieli skąd się pojawiłem rozgłaszali że jestem Inkwizytorem.
Mówili, że teraz nic tej wioski nie uratuje. Jedni będą mordować swoich
sąsiadów a ja spale na stosie każdego kto krzywo na mnie spojrzy. Musiałem się
ukryć na kilka dni, musiałem też się trochę postarzyć. Dla nich byłem za młody
na cokolwiek i powinienem pracować w polu zamiast nocować w karczmach i
zaprowadzać swój porządek. Przez pierwsze dni nie robiłem w zasadzie nic. –
spojrzał na mnie – Nie wiedziałem co mam robić. Pierwszej nocy przechodziłem
między chatami, niby ulicą, moim celem była karczma w której miałem nocować.
Usłyszałem krzyk kobiety w ciemnym zaułku – lekko się uśmiechnął – zajrzałem
tam, widziałem jak jakiś facet…ją morduje. Nie przypomina ci to czegoś?
Zamyśliłam się na chwilę a potem przypomniało mi się
nasze pierwsze spotkanie. Mnie tez zaatakował jakiś facet i Gregorio mnie
uratował. Odezwał się jakby myślał o tym samym co ja.
- Ciebie uratowałem. Jej
wtedy nie. Przerażony pobiegłem do karczmy i schowałem się w niej. Nie
wychodziłem z pokoju przez prawie cały następny dzień mimo że śmierdziało w tym
pokoju szczynami i pełno było robactwa. Dopiero kiedy się pozbierałem wyszedłem
i udawałem ze wszystko w porządku. Karczmarz co chwile szeptem prosił żebym wyjechał
to uratuje swoje życie. W jego oczach byłem głupcem który myślał że przeżyje.
Słyszałem jak wielu pijanych mężczyzn obmyślało plan jak mnie ograbić i gdzie
potem na wszelki wypadek schować ciało. Nie wiedzieli że jestem od nich
sprytniejszy i mam moce o których oni nawet bali się pomyśleć. Kolejnego
wieczora dosiadłem się do nich. Oni mi na to pozwolili myśląc że mnie upiją i
łatwo zabiorą to co im się w ich mniemaniu należy. Ludzie wtedy byli okropni.
To co było czyjeś było ich, mogli sobie brać i korzystać a jak komuś się nie
podobało to w piach. Brali wszystko od innych ale żeby innym coś dać…nie było
szans. – usiadł na kanapie – Ich plan się nie powiódł bo to oni się upili i
powiedzieli my wszystko co było dla mnie ważne. Kolejnej nocy mieli spotkanie,
jakieś tajne, wpadłem tam i zaczęła się walka. Niestety dopiero się uczyłem a
zbawiać nie potrafię do tej pory więc spaliłem całą szopę w przypływie złości.
- Ktoś w niej był? – poczułam
się jak intruz odzywając się nieproszona.
- Wszyscy ci którzy mordowali
i robili inne złe rzeczy. Na początku myślałem że rozpętałem jeszcze większą
wojnę ale w wiosce pozostali praktycznie ci dobrzy i uczciwi, jak na tamte
czasy, ludzie. Bardzo się ucieszyli że zostali uwolnieni spod tyranii i mogą
zacząć wszystko od nowa. No i to chyba wszystko.
- Jej. Ja bym się bała gdybym
była na twoim miejscu. Na każdym kroku mogli ci wbić nóż w plecy.
- Tak. To prawda. Ale udało
mi się. –lekko się uśmiechnął. – Na mnie już chyba pora. – wstał i podążał w
stronę drzwi frontowych. – Nikomu…
- …nie otwieraj drzwi,
zamknij je za mną na klucz….
- Ej. Ja tu dbam o twoje
bezpieczeństwo. – pogroził mi palcem.
- Jesteś jak przewrażliwiony
tatuś.
- I mógłbym nim być. – puścił
mi perskie oko i odszedł.
Jak niby o niczym ?! No proszę Cię, ten rozdział był świetny ! Nieźle się uśmiałam przy dialogach - np. ten komentarz na temat kocyka czy końcówka ;D Ogólnie ciekawy pomysł z tą zmianą wyglądu, naprawdę świetny . I wyjaśniło się dziwne zachowanie Chrisa ;p Trochę żal mi Gregoria przez tą smutną nieco historię pierwszej wizyty na powierzchni, życia w ukryciu i chowania skrzydeł . No cóż, oby szybko odnalazł tego kogoś i odpowiednio się nim zajął . Zastanawia mnie też tajemniczy Zach . Czekam na NN i serdecznie pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuń[ http://odglosy-nocy.blogspot.com/ ]
Dla mnie rozdział jest o niczym ale może ja mam zbyt duże ambicje. Postaram się szybciutko coś napisać. :)
UsuńSerdecznie zapraszam na NN - rozdział 081. ;)
OdpowiedzUsuń[ http://odglosy-nocy.blogspot.com/ ]
Jak obiecałam informuję o nowym rozdziale :D Mam nadzieję, ze Ci się spodoba :P
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o Twoje opowiadanie to dobrnęłam na razie do drugiego rozdziału, gdyż nie miałam wczoraj zbyt dużo czasu :) Muszę przyznać, że wciągnęłam się w Twoją historię :P Zapraszam: http://dreamofyaoi.blox.pl/2013/07/Rozdzial-IV-Przybycie-rock-n-rollowego-biurokraty.html
Akihita :)
Kolejny rozdział już na blogu :) Jakoś ostatnio mam nadmiar weny, dlatego pisanie idzie mi naprawdę szybko :) Tobie oczywiście też jej życzę :P Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńAkihita :)
Rozdział 82 ! Wpadaj ! ;D
OdpowiedzUsuń[ http://odglosy-nocy.blogspot.com ]