-
Czy ty nie potrafisz spędzić kilku dni bez problemów?! Ja zwariuję z tobą.
Myślisz że nie mam nic innego do roboty? Że będę się tobą opiekować? Ile ty
masz lat? – schował twarz w dłoniach i przez dłuższą chwilę nie odzywał się. –
Jak Corinne?
-
Jest… jest cała. – odpowiedziałam szeptem. Chyba największa złość już mu
przeszła.
-
Czemu do mnie nie zadzwoniłaś? Dobrze że Corinne miała trochę oleju w głowie
żeby do mnie napisać. Ale zanim odczytałem wiadomość trochę minęło.
Podszedł do nas i wziął moją
przyjaciółkę na ręce, zaniósł ją do mojego pokoju i położył na łóżko. Chwilę
później otworzyła oczy.
Gregorio mimo naszych protestów
został z nami całą noc. Uznał ze jeszcze ktoś może spróbować się tu dostać.
Kiedy ja zajmowałam się obolałą głową Corinne on sprzątał w salonie. Nie
chciałam żeby był na mnie zły. Przecież nie prosiłam Chasa żeby przyszedł w
środku nocy i krzywdził moich przyjaciół. Boję się konfrontacji Gregoria z
Philipem ale chyba już bym chciała mieć to za sobą.
Przez
następnych parę dni obie z Corinne musiałyśmy znosić obecność Monti, która na
każdym kroku pokazywała swój feminizm i niezależność. Krytykowała stroje i
zachowanie Cori przez co musiałam uspokajać moja przyjaciółkę kilka razy
dziennie i chronić Monti przed rozszarpaniem jej gardła przez długie paznokcie
wściekłej blondynki. Moje wyczyny nie zostały docenione ani przez jedną stronę
ani przez drugą. Monti z przyjemnością pokonałaby Corinne, a Corinne z chęcią
by się w nią wbiła pazurkami.
Trzy
dni przed Wigilią całe miasteczko zasypał śnieg do pasa, w każdym domu świeciły
się świąteczne lampeczki, na kominkach wisiały skarpetki, pod choinką czekały
miejsca na prezenty. Dzieci z sąsiedztwa zrobiły bitwę na śnieżki, oraz konkurs
na największego bałwanka. Jak co roku sąsiedzi Corinne rozdawali gorącą
czekoladę, a ich dzieci twierdziły że ich bałwan jest większy bo jest o wiele
grubszy od innych. Rozpoczęła się coroczna kłótnia o to a następnie wielka
obraza majestatu, która zakończyła się kilka minut później bo wszyscy zostali
zaproszeni na pieczenie pianek. Przyglądałam się temu przez okno z
niecierpliwością oczekując Gregoria. Już dzisiaj poznam jego dom, jego rodziców
i zobaczę Podziemię.
Słysząc pukanie do drzwi zbiegłam po
schodach tak szybko że z kilku ostatnich stopni zjechałam.
-
Ostrożnie mała dynio. – podniosłam się z pomocą Gregoria.
-
Zach co tu robisz?
-
Wolę nie ryzykować ze ktoś nas napadnie po drodze. Musimy dotrzeć tam bez
problemów. – ton Gregoria był bardziej poważny niż zwykle. – Pójdę po twoje
walizki. – wskoczył kilkoma susami na piętro.
-
Masz nas bronić? – zwróciłam się do Zacha.
-
Tylko ciebie. Gregorio potrafi o siebie zadbać.
-
Dlaczego wszyscy maja mnie za słabą osóbkę która z niczym sobie nie poradzi?
-
Cóż dla naszej… rasy jesteś słabiutka. Przykro mi.
-
Jasne.
Gregorio zszedł z moimi walizkami i
zaniósł je do samochodu, schował do bagażnika i pokazał że jest gotowy ruszać.
Pożegnałam się z Corinne i jej rodzicami. Z nimi były problemy. Nie chcieli
mnie puścić twierdząc że są za mnie odpowiedzialni. Gregorio wmówił im że będę
z nim bezpieczna i żeby się nie martwili. Zabronił mi być przy tej rozmowie
więc podejrzewam że trochę im namieszał w głowie.
Szybko
się ubrałam i biegiem poleciałam do samochodu. Wcisnęłam się na miejsce
pasażera obok Gregoria śmiejąc się z Zacha że nie zdążył i musi siedzieć z
tyłu. Jadąc przez całe miasto jak małe dziecko przykleiłam nos do szyby i
śmiałam się sama z siebie.
-
Nos ci się przyklei i do wiosny będziesz tu siedziała. – Gregorio szturchnął
mnie w bok.
-
No już, już. – zaśmiałam się.
Wyjechaliśmy z miasta.
Przejechaliśmy między polami obsypanymi grubym śniegiem i wjechaliśmy w polną
drogę. Gregorio wjechał na sam środek jednego z pól i wysiadł z samochodu.
Odszedł spory kawałek i lekko się skulił. Z jego pleców wyrosły wielkie
skrzydła. Wyprostował się puścił do mnie oczko.
-
Lepiej się trzymaj. – Zach klepnął mnie w ramię.
W dłoni Gregoria pojawił się wielki
miecz. Podszedł bliżej samochodu i wbił miecz głęboko w ziemię, samochód
zatrząsł się a on sam wskoczył na dach. Tuż pod samochodem zaczęła się otwierać
ziemia, w którą samochód opadał najpierw powoli a następnie coraz szybciej.
Złapałam się siedzenia i rączki nad drzwiami. Z mojego gardła sam z siebie
wydobył się krzyk. Robiło się coraz ciemniej. Światła reflektorów oświetlały
warstwy ziemi przez które tak szybko się osuwaliśmy. Przestrzeń wokół samochodu
robiła się coraz większa. Nim się obejrzałam Gregorio „wylądował” samochodem na
stabilnej ziemi. Zach wysiadł i wysunął swoje skrzydła które nie wyglądały tak
imponująco jak Gregoria.
Wokół samochodu zabrał się tłum.
Gregorio przez chwilę z nimi rozmawiał. Jeden z Aniołów podszedł bardzo blisko ale
Zach go powstrzymał przed otworzeniem drzwi.
Kręciło mi się w głowie, a serce
biło mi tak szybko że aż zabolała mnie klatka piersiowa. Czułam śmierć na
ramieniu przez cały lot w dół. Normalnie żaden samochód nie przetrwałby a
ludzie w nim roztrzaskali by się na drobny pył. Ale my jesteśmy cali.
Anioły rzuciły ostatni raz
spojrzenie na samochód i odleciały. Gregorio schował swoje skrzydła i wsiadł do
samochodu, Zach zrobił to samo.
-
Kim oni byli?
-
To była straż. Pilnują żeby nikt nie wchodził ani nie wychodził. Zostali
poinformowani że będę z gościem. Byłoby łatwiej gdyby nie wyczuli kamienia.
Wielu z nich by go chciało. Każdy ma jakiegoś wroga którego chciałby pokonać.
Niestety niewielu rozumie że kamień zabija.
Nic mu nie odpowiedziałam. Odpalił
silnik i ruszyliśmy przez ogromną, czarną bramę. Moim oczom ukazało się
miasteczko, które było połączeniem nowoczesności i średniowiecza. Wjechaliśmy w
jedna z uliczek. Mijaliśmy domy o wiele większe od tych w których mieszkamy.
Wyglądały jakby miały kilka tysięcy lat. Ulice wyglądały jakby sami rzymianie
je budowali ale było tu pięknie. Przed wieloma domami w ogródkach były kolorowe
kwiaty, a jeden dom stał obok drugiego. Było tak ciasno że jedna osoba miałaby
problemy z przejściem pomiędzy nimi ale mijani Aniołowie mieli wesołe miny.
-
To jest dzielnica dla biedniejszych Aniołów. Nie są źli i uważają że nie
zrobili nic złego żeby tutaj być. To takie odzwierciedlenie Brooklynu patrząc
na obecne czasy, Aniołowie stąd dbają o dostarczanie pożywienia i innych
surowców. Za ich domami są pola które uprawiają.
Przytaknęłam i pojechaliśmy dalej. Kolejne
domy wyglądały coraz lepiej i były bardziej nowoczesne. Przejechaliśmy obok
parku. Nie spodziewałam się znaleźć tutaj parku z oczkiem wodnym w którym
pływają kaczki a małe Aniołki z czarnymi skrzydełkami bawią się w berka. Ani
drzew które właśnie kwitną. Odpięłam kurtkę i zdjęłam szalik. Tutaj nie ma
śniegu. Wygląda tak jakby właśnie trwała wiosna.
-
U nas są dwie pory roku w zasadzie. – odezwał się jakby czytał mi w myślach. –
Wiosna i lato.
-
Ale też jest jesień i zima. Tylko trochę inna. Jesień trwa aż kilka dni a zima
jeszcze mniej. – Zach wyjrzał zza siedzenia.
Rozglądałam się z zachwytem.
Przejechaliśmy przez ulicę na której pełno było sklepów. Od warzywniaków do
drogich butików. Gregorio skręcił jeszcze kilka razy i zatrzymał się.
Wyjrzałam przez przednią szybę i
zaparło mi dech w piersiach. Staliśmy przed dużą bramą, czarno-złotą. Na środku
widniał duży złoty emblemat z literą L.
Brama wolno się otworzyła a my wjechaliśmy do środka i wysiedliśmy z
samochodu. Zakryłam dłońmi usta z zachwytu. Przede mną stał wielki zamek z
wieloma wieżyczkami, oknami długimi i półokrągłymi. Z mojej perspektywy był tak
wysoki że aż zakręciło mi się w głowie i był tak ogromny że pomieściłby
wszystkich ludzi z Nowego Yorku i jeszcze byłoby dużo miejsca.
-
To…
- Witaj w
moim domu. – Gregorio uśmiechnął się do mnie zadziornie.
Stałam
tak z otwartą szeroko buzia podziwiając ogród i równo przycięte krzewy,
kolorowe drzewa a pośród nich Anioły. Frontowe drzwi otworzyły się i podbiegła
do nas niska Anielica z włosami ukrytymi pod czepkiem z materiału i w obszernej
niebiesko białej sukni. Ukłoniła się przed nami unikając wzroku Gregoria.
-
Pana ojciec oczekuje panicza wraz z gościem w swoim gabinecie. – jej głos był
delikatny i brzmiał jak głos syreny.
-
Powiedz mu ze już idziemy i zawołaj kogoś żeby odstawił samochód i zaniósł
bagaże do komnat.
-
Oczywiście. – ukłoniła się jeszcze niżej i pobiegła do zamku.
-
Od razu mówię że mój ojciec jest jak król a ja jako jego potomek kiedyś przejmę
to królestwo – odwrócił się i gestem dłoni wskazał na miasteczko – niestety mój
ojciec uwielbia okres średniowieczny więc mniej więcej takie u nas panują
zasady. Ale nie masz się czego bać. Normalne łazienki i bieżąca woda to
podstawa chyba dla każdego. – ruszyliśmy w stronę zamku. – Powinienem ci o tym
wszystkim powiedzieć wcześniej ale nie pomyślałem o tym że to wszystko wzbudzi
w tobie takie emocje. Mój ojciec może być bardzo poważny, wręcz przerażający
ale nie zrobi ci krzywdy. Wręcz przeciwnie. Będzie cię bronił własną piersią. –
weszliśmy do środka.
W środku było dość ciemno mimo wielu
zapalonych pochodni. Za to było ciepło i nie czuło się wilgoci. Zamek wyglądał
na zadbany co zapewne nie było łatwym wyczynem. Gregorio prowadził mnie przez
długie korytarze. Raz wchodziliśmy po schodach a raz z nich schodziliśmy. Na
rozwidleniach skręcaliśmy raz w prawo i raz w lewo. Pogubiłam się już za
trzecim zakrętem i dziwiłam się jak Gregorio orientuje się w tych wszystkich
korytarzach, zakrętach i mijanych drzwiach. W końcu zatrzymaliśmy się przed
jednymi z podwójnych drzwi. Gregorio lekko zapukał i uchylił je. Zajrzał do
środka i oboje weszliśmy.
Na środku stało ogromne i bardzo
masywne biurko zawalone papierami ale nie było na nim wielkiego bałaganu,
wyglądało raczej jakby ktoś przed chwilą przy nim pracował. Pod jedną ścianą
stał wielki regał wypełniony różnymi książkami i księgami, a pod druga ścianą
dwa gustowne fotele i okrągły stolik przy którym siedziała mama Gregoria. Lekko
skinęła mi głową i zajęła się dopijaniem zawartości ze swojej filiżanki. Na
wprost całą ścianę zajęło wielkie okno przed którym stał wysoki i postawny
mężczyzna. Nie widziałam jego twarzy bo stał do wszystkich tyłem. Miał takie
same włosy jak jego syn. Tak samo czarne i w takim samym nieładzie.
Gregorio zamknął za nami drzwi z
cichym stuknięciem na co mężczyzna lekko drgnął.
-
Witaj w domu synu. – od jego tubalnego głosu sama drgnęłam. Odwrócił się wolno
obdarzając nas promiennym uśmiechem. – Witaj Rosalie.
-
Dzień dobry. – głos podłamał mi się i zabrzmiało to jak skrzek maltretowanego
ptaka. Nasze spojrzenie skrzyżowało się. W głowie zaświtała mi myśl żeby
skłonić się przed nim.
-
Za trzy godziny zapraszam na obiad. Giorgio pilnuj swojej koleżanki. Po
obiedzie chce was widzieć w małej bibliotece. Rozumiem ze chcesz jej pokazać
wszystko ale nie dzisiaj. – nacisnął przycisk w urządzeniu które wyglądało jak
dziwny telefon z kosmosu. – Omielu zaprowadź naszego gościa do komnaty i
przekaż straży że ma się trzymać na baczności. – uśmiechnął się do mnie a po
chwili drzwi się otworzyły i wszedł wysoki i szczupły mężczyzna. – Omielu
powiedz też straży że jeśli coś się stanie Rosalie to zapłacą za to głową.
-
Tak panie. – Omiel zrobił przejście i skłonił się przede mną.
-
Synu idź razem z nimi. Razem z Eve mamy coś do zrobienia.
-
Jak chcesz. – Gregorio wzruszył ramionami i wyszedł razem z nami. Omiel szedł
kilka kroków przed nami wyprostowany jak struna.
-
Eve? – szepnęłam do Gregoria.
-
Cóż to chyba normalne że moja mama ma jakieś imię. – spojrzał na mnie jak na
nienormalną i więcej się nie odezwałam.
Chwile później Omiel zatrzymał nas
przed jedną z komnat i odszedł bez słowa. Gregorio wpuścił mnie pierwszą. Na
środku ciemnego pokoju stało wielkie łoże z baldachimem, po prawej małe biurko
z krzesłem a po lewej wielka szafa przed którą stały moje walizki.
-
Wow – wyrwało mi się.
-
Poczekaj aż zobaczysz mój pokój. – uśmiechnął się. – Na razie rozpakuj się.
Uprzedzę cię żebyś się ubrała...elegancko. Podejrzewam że obiad będzie bardzo
wystawny. Przed obiadem przyjdę po ciebie. A na razie proszę nie wychodź z
pokoju, jeszcze mi się zgubisz. A i weź ze sobą kamień.
-
Mam go cały czas przy sobie. – skinął głową i wyszedł zamykając za sobą drzwi.
Heeeej :D Zapraszam na nowy rozdział :P http://dreamofyaoi.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńWitam i błagam o wybaczenie ! Zabierałam się do tego rozdziału już od dłuższego czasu, ale stos podręczników, zeszytów i masa nauki niestety mi na to nie pozwoliły :/ Mimo wszystko nie mam pojęcia, kiedy skończyłam . Zaczęłam czytać i nagle byłam już na końcu . Rozdziały powinny być dłuższe :( Podziemie wywarło na mnie wielkie wrażenie . Niby tak niepozorne, zwyczajne, a jednak znajduje się tam zamek i Król Podziemia, ojciec Gregoria ! Powitanie Rose było niespodziewanie krótkie . Ciekawe, co on i Eve mają do załatwienia . No i czy cała wizyta dziewczyny nie zostanie zakłócona przez jakiś niespodziewany atak ? Opis Świąt na początku również tworzył cudowny nastrój - tym bardziej, że dziś i u mnie padał śnieg ( co prawda z deszczem, ale to też się liczy ;p ) i uświadomiłam sobie, że do Świąt rzeczywiście zostało już mało czasu - cudownie :) Wracając do tematu, rozdział krótki, ale jak zawsze świetny . Z niecierpliwością czekam na NN, jeszcze raz przepraszam za spóźnienie i serdecznie pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńP.S. Zapraszam również na NN u mnie i Sel ! :D
[ http://odglosy-nocy.blogspot.com/ ]
Nie gniewam się i rozumiem brak czasu ponieważ sama mam sporo nauki.
UsuńMogę powiedzieć że zbliżam się już do końca tej części ale mam pomysł na następną. Nie wiem co mnie wzięło na taki nastrój świąteczny zwłaszcza ze nie lubię świąt. Myślę że gdyby wyglądały tak jak opisałam lubiłabym je bardziej.
Następny rozdział postaram się wrzucić jeszcze w tym tygodniu.