środa, 4 grudnia 2013

Rozdział 20

Błagam o wybaczenie że tak późno ale mam nawał prac do szkoły które muszę oddać szybciej bo wyjeżdżam sobie do SPA. A co? heh
Mało ciekawy rozdział ale serio brak czasu. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



Odetchnęłam głęboko i usiadłam na łóżku które okazało się niemożliwie miękkie. Przejechałam dłonią po tiulowym baldachimie w delikatnie różowym kolorze. Uśmiechnęłam się sama do siebie i zabrałam się za rozpakowanie walizek. Przez następnych paręnaście minut szukałam odpowiedniego stroju który chociaż trochę byłby godny tego wszystkiego wokół mnie. W końcu zdecydowałam się na sukienkę do kolana z falbankami w odcieniu bardzo ciemnego granatu na grubych ramiączkach. Do tego dobrałam skórzaną kurteczkę tak na wszelki wypadek gdybym marzła. Przez następnych kilka minut dobierałam buty i w końcu z płaczem doszłam do wniosku że nie mam nic odpowiedniego aż moim oczom ukazały się półbuty na obcasiku z ćwiekami. Włosy upięłam w wysoki kok z którego kilka niesfornych loków wysunęło się i smyrało mnie po nagiej szyi.
            Przyglądałam się sobie w lustrze i zastanawiałam się czy tak mogę wyglądać. W ostatniej chwili poprawiłam makijaż i zawiesiłam na szyi kamień który od kiedy tutaj dotarliśmy mienił się na fiołkowo. Ktoś zapukał do drzwi i szybko je otworzyłam. Przede mną stał Gregorio w koszuli i luźno wiszącym krawacie. Zmierzył mnie spojrzeniem od góry do dołu i przeczesał dłonią włosy.
- Aż tak źle? – spojrzałam na siebie.
- Wręcz przeciwnie. Wyglądasz wspaniale.
            Uśmiechnęłam się szeroko i razem zeszliśmy do wielkiej sali na środku której stał wielki stół zastawiony wieloma różnymi potrawami. Pod ścianami co kilka kroków od siebie stała straż. Gregorio odsunął mi krzesło i sam usiadł obok mnie. Chwile później jego rodzice weszli do sali a za nimi kilkanaście innych osób które również zasiadły do stołu.
Mama Gregoria wstała i wszystkich uroczyście przywitała. Gregi nachylił się w moją stronę i mówił kto kim jest. Przy stole zasiadły takie osoby jak główny doradca, dowódca straży, wpływowy biznesmen i wielu innych.
Cały obiad wypadł bez większych problemów. Raz Gregorio miał małe spięcie z ojcem
- Nie mogłeś się ubrać bardziej odpowiednio? – Lucyfer spojrzał na swojego syna przełykając kęs kurczaka.
- Nie mogłem. – Gregorio nawet na niego nie spojrzał.
- Wszyscy ładnie wyglądają po za tobą.
- Nie obchodzi mnie to. – wywrócił oczami i odwrócił się w drugą stronę zajmując rozmową swojego sąsiada.
            Tuż po obiedzie wszyscy podziękowali za zaproszenie i pożegnali się. Gregorio zaprowadził mnie do biblioteki. Była dość ciemna i nawet mimo zapalonych kinkietów było dość mrocznie. W kominku trzaskał ogień chociaż na dworze było ciepło. Podchodziłam kolejno do półek wypełnionych książkami.
- Lubisz książki? – odwróciłam się.
- Tak. To taki zupełnie inny świat. Chociaż teraz mój wygląda jakby znalazł się w jednej z nich.
- Przyzwyczaisz się. Usiądźmy. – posłuchałam go i usiadłam w wygodnym fotelu. – Bardzo mi zależy na tym żebyś nauczyła się obsługiwać kamień. Tak na wszelki wypadek.
- Postaram się. Będę więcej z nim ćwiczyć ale nie wiem jak mam sprawdzić czy jestem na dobrej drodze.
- Na roślinach.
- Słucham?
- Możesz sprawdzić na roślinach. – uśmiechnął się lekko. – Jeśli uda ci się zabrać z niej życie i z powrotem je w nią wsadzić to znaczy że już to potrafisz.
- Na to nie wpadłam.
- Nie zastanawiałaś się czemu uaktywniłaś kamień?
- Cały czas to robię. – odpowiedziałam szeptem.
- Jesteś Rosalie Black prawda? – nie czekając na moją odpowiedź mówił dalej – Myślę że to jest związane z twoim nazwiskiem. Być może jednym z twoich przodków jest jeden z  Upadłych Aniołów.
            Spojrzałam na niego wielkimi oczami i pokręciłam głową.
- Chyba bym coś o tym wiedziała prawda?
- Nie koniecznie. Nie chwalimy się tym kim jesteśmy. Ale jeśli chcesz to sprawdzimy czy masz z nami jakieś powiązania.
- A co jeśli mam? – zerknęłam w stronę Gregoria który rozłożył się na małej kanapie i przeglądał jakieś pisemko.
- To chyba nic. Jesteś człowiekiem więc nie jesteś jedną z nas, bez urazy.
- Nie gniewam się. Jestem śmiertelna i bardzo różnie się od Aniołów.
- Dokładnie. Jedyną rzeczą jaka cię do nas zbliża to kamień. – nastała chwila niezręcznej ciszy – Jeśli chcesz to możesz schować kamień w jednym z naszych sejfów. Wtedy bezpiecznie będziesz mogła zwiedzać Podziemie.
- Tak. Dziękuje.
            Wyciągnął w moją stronę rękę więc szybko zdjęłam kamień z szyi i mu podałam.
- Osobiście go tam schowam, żeby nikogo nie kusiło. – wstał i lekko się przede mną skłonił a następnie wyszedł.
            Zamknęłam oczy próbując pozbyć się natłoku myśli. To dziwne że nigdy nic nie słyszałam o tym. Może kiedyś były o tym jakieś legendy ale z czasem o nich zapomniano.
- Dobrze się czujesz?
- Tak. – podniosłam powieki, przede mną klęczał Gregorio. – Dziwne uczucie myśleć że w jakimś stopniu jesteśmy rodziną.
- Myślę że jest to tak daleka rodzina że prawie żadna. Jednak zaskakujące jest to że kamień znalazł się akurat w twoich rękach. Mówiłaś że rodzice przywieźli go z jakiejś swojej wycieczki. Nie pamiętasz skąd dokładnie?
- Nie, po prostu znalazłam go w domu i kiedy zapytałam powiedzieli że przywieźli go kiedyś i sami już nie pamiętają skąd.
- Myślisz że to możliwe że wcale go nie przywieźli? Że cały czas był w domu?
- Słucham? – spojrzałam na niego – Podejrzewasz że moi rodzice kłamali?
- Nie unoś się tak. Po prostu może wiedzieli o wszystkim i nie chcieli ci mówić. Uwierzyła być w to wszystko?
- Pewnie nie. – spuściłam głowę.
- To chodź zaprowadzę cię do twojego pokoju. A jutro wezmę cię na małą wycieczkę.
            Wróciliśmy do mojego pokoju. Przebrałam się a potem włączyłam czat aby o wszystkim poinformować Corinne. Zabiłaby mnie gdym jej nie opowiedziała o wszystkim ze szczegółami. Chociaż i tak mnie chyba nie chciała słuchać bo co chwila mi przerywała i opowiadała o tym jak to zrobiła z Adrianem iglo w które potem wpadłam i miała pełno śniegu w majtkach a teraz chodzi i smarka. Potem musiał mi opowiedzieć o tym jaki ma pomysł na zmiany w swoim pokoju i żę jej rodzice się na nic nie zgadzają więc zrobi im głodówkę ale dopiero jak zniknie całe ciasto bo przecież one nie jest niczemu winne i byłoby mu przykro gdyby go nie zjadła. Następnie przez ponad godzinę opowiadała o tym jak to ktoś się wywrócił na śniegu albo jak Max z klasy chciał wysoko podnieść nogę i rozerwały mu się spodnie w kroku. Kiedy skończyły się jej tematy w końcu mnie wysłuchała i aż (niestety) się posmarkała słysząc że kiedyś kiedyś w erze kamienia łupanego… wiem że przesadzam… moja zacna rodzinka zakumplowała się z Aniołem. 
            Na następny dzień tak jak Gregorio mi obiecał zabrał mnie na małą wycieczkę. Przemieszczaliśmy się sporych rozmiarów Jeepem. Niestety nie byliśmy sami. Razem z nami podróżowało czterech bardzo milczących strażników. Żaden nie odezwał się ani słowem.
            Gregorio pokazał mi jedyną szkołę w której uczą się małe Aniołki. Próbował mi wytłumaczyć że Upadłe Anioły uczą się inaczej niż śmiertelni ale zauważyłam budkę z wata cukrową i zwyczajnie przestałam go słuchać. Lekko zirytowany zabrał mnie dalej. Musze przyznać że byłam zdziwiona wieloma rzeczami jakie tam znalazłam. Bardzo dużo miejsc i zwyczajów było takich samych jak na powierzchni. Były szkoły, place zabaw, siłownie, kina czy teatry. W sklepach mogłam dostać ulubione słodycze i najnowsze ubrania prosto od projektantów. Jedyną wyróżniającą się rzeczą był zamek. Sama z przyjemnością bym w nim zamieszkała.
- Coś jeszcze chcesz zobaczyć? – szturchnął mnie lekko w ramię.
- Wszystko. – zaśmiałam się.
- To najpierw coś zjedzmy.
            Zabrał mnie do małej restauracji w której zjedliśmy obiad a następnie udaliśmy się na spacer po lesie. Cały zgiełk ucichł i nic nie było słychać.
- Gregorio? Nie ma tutaj ptaków?
- Po za kaczkami w stawie i kilku specjalnie sprowadzonych nie ma. Nie są w stanie tutaj przeżyć.
- Rozumiem – chodziłam od drzewa do drzewa uśmiechając się do niego – Wiesz że możesz wysunąć swoje skrzydła prawda? Jesteś u siebie.
            Uśmiechnął się do mnie i z błyskiem w oku wysunął swoje skrzydła. Widząc jego szczęście zaśmiałam się. Podeszłam bliżej i dłonią przejechałam po jego skrzydłach.
- Miłe są w dotyku. Takie delikatne. 
- Podobają ci się? – lekko nimi zatrząsł i połaskotał mnie jednym piórkiem w nos.
- Bardzo. – zaśmiałam się.
            Do Gregoria podszedł jeden ze strażników i szepnął mu coś na ucho.
- Musimy wracać. Przykro mi. – wróciliśmy do samochodu, schował skrzydła i wsiadł do niego.
            Przed głównymi drzwiami czekały na nas dwie Anielice. Jedna zabrała Gregoria bez słowa a druga zajęła się mną.

- Pan prosił abym zajęła się rozrywką. – lekko się przede mną skłoniła i zaprowadziła do sali pełnej różnych gier. W środku czekało na mnie trzech chłopaków, jednym z nich był Chris. Rzucił się na mnie z wielkim uśmiech i razem upadliśmy na podłogę. 

4 komentarze:

  1. Zapraszam na kolejny rozdział ! :)

    [ http://odglosy-nocy.blogspot.com ]

    OdpowiedzUsuń
  2. Na początku, tradycyjnie, przepraszam za spóźnienie ;/ Powód jak zwykle ten sam . Rozdział świetny ! Cały czas zaskakuje mnie Twoja wizja Podziemia i jego podobieństwo do naszego świata . Jestem ciekawa, czy będąc tam Rose nauczy się lepiej kontrolować kamień . No i jakie jeszcze miejsca zwiedzi ? Co zobaczy ? Zastanawiam się, co stało się na końcu . Czyżby coś z kamieniem ? A może jest to powiązane z tym, że rodzice Gregoria mieli wcześniej coś do załatwienia ? Poza tym wrócił Chris, więc już z niecierpliwością czekam na kontynuację . Pozdrawiam :D

    [ http://odglosy-nocy.blogspot.com/ ]

    OdpowiedzUsuń
  3. Masz nową czytelniczkę.
    W końcu udało mi się przeczytać wszystko (ciągle ktoś mi przeszkadzał -,-) i bardzo mi się podoba. Właśnie to jest to czego ostatnio poszukiwałam.
    Bardzo fajny rozdział. :3

    OdpowiedzUsuń