poniedziałek, 16 grudnia 2013

Rozdział 21

Na wstępie chciałabym przywitać nową zadeklarowana czytelniczkę mojego bloga i bardzo dziękuje Nicole za to że jesteś, tak samo dziękuje Serafi Adams za to że jest i zawsze skomentuje moje wypociny. Nawet nie wiecie jak to bardzo podnosi na duchu. Mam nadzieję, że Was nie zawiodę. Jeśli widzicie coś dobrego to napiszcie, oraz jeśli widzicie coś złego, jakieś błędy czy...no nie wiem cokolwiek też mi napiszcie. Zawsze wtedy jest szansa że się poprawię. 
Dobra skończyłam już marudzić i teraz życzę Wam miłego czytania.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



- Co ty wyprawiasz?
- Przepraszam, tęskniłem. Bardzo. I nikt nie chce się ze mną bawić – podniósł się ze mnie i spojrzał na mnie ze łzami w oczach. Przytuliłam go do siebie mocno.
- Przykro mi maluszku. – wstałam i pomogłam mu się podnieść z podłogi. – Ja się trochę z tobą pobawię.
            Na jego twarzy pojawił się wielki uśmiech i pobiegł po piłkę do kosza a następnie zaciągnął mnie pod jeden kosz. Odwróciłam się w stronę dwóch obcych chłopaków którzy nie odezwali się ani słowem ani nie ruszyli się z miejsca.
            Przez kilkanaście minut grałam z Chrisem w koszykówkę a potem zmusił mnie do zagrania z nim w jakąś grę na konsoli.
            Buzia mu się nie zamykała i cały czas opowiadał mi co tutaj robi, jak bardzo się nudzi i że tamtych dwóch musi się nim opiekować ale nie chcą się z nim bawić a rzucanie do siebie piłki to nic fajnego.
- Zamęczysz ja w końcu.
- Gregorio! – Chris rzucił padem o podłogę i wpadł w ramiona chłopaka.
- Wyluzuj młody. Idź na obiad.
- Ale ja nie chcę. – stanęłam obok nich, z uśmiechem obserwując minę Chrisa.
- Nie pytam czy chcesz czy nie. Masz iść na obiad i ja nawet z tobą nie będę dyskutował.
- Ale ja się chcę bawić!
- Daj mu się jeszcze trochę pobawić – wtrąciłam się do ich rozmowy.
- Nie. Chris, masz 5 sekund żeby upuścić tą salę. Jeśli nie pójdziesz na obiad przez trzy dni będziesz siedział w swojej komnacie. Dopiero wtedy zobaczysz co to znaczy nudzić się.
            Spojrzałam na niego i pokręciłam głową. Czemu nie odpuści? Nic by się nie stało jakby jeszcze przez pół godzinki się pobawił. Objęłam Chrisa który miał łzy w oczach, cicho chlipnął i wybiegł z sali.
- Czemu taki jesteś? – zaczęłam z urazą.
- Jaki?
- Taki. Odpuść mu. Sam mówiłeś że to jeszcze dziecko. Rozumiem że masz manię wielkości i wszyscy muszą się ciebie słuchać ale…
- Co ale? – przerwał mi – Ma zjeść obiad, po obiedzie może przyjść się dalej bawić.
- Ale musiałeś być taki okrutny? Teraz pewnie siedzi przy stole i płacze sobie w zupę.
- Ok – wywrócił oczami – przeproszę go, później.
- Nie. Przeprosisz go teraz.
- Teraz muszę z tobą porozmawiać.
- Porozmawiamy jak go przeprosisz.
- Ale..
- Co ale? Ja też mogę być twarda. Poczekam na ciebie w moim pokoju. Przyjdź jak załatwisz tą sprawę. – nie czekając na jego odpowiedź wyszłam z sali i razem z Anielicą która mnie przyprowadziła udałam się do swojego pokoju.
            Usiadłam na łóżku i rozejrzałam się z myślą że pewnie trochę sobie poczekam. Sięgnęłam po doniczkę z jakimś kwiatkiem który przechylił się lekko w jedną stronę jakby łaknął słońca. Przejechałam dłonią po jednym listku. Skoro mam czekać na Gregoria to mogę poćwiczyć, ale potrzebny mi jest kamień.
            Wyszłam z pokoju i podbiegłam do jednego ze strażników.
- Przepraszam ale potrzebuje pomocy. – dokładnie mu się przyjrzałam i postanowiłam że mogę mu zaufać – Potrzebny mi jest mój kamień.
- Rozumiem. Za chwilkę go przyniosę do komnaty. – lekko skłonił się przede mną a ja złapałam się za róg koszulki dwoma palcami i zrobiłam gest damy ze średniowiecza kłaniającej się przed swoim rycerzem. Z uśmiechem na ustach wróciłam do pokoju i dokładnie po pięciu minutach strażnik wrócił z moim kamieniem i odchodząc ponownie się ukłonił. Wyjęłam kamyczek na łańcuszku z zgrabnego pudełeczka.
            Na środku komnaty postawiłam mały stolik, który stał obok łóżka a na nim postawiłam doniczkę. Nad kwiatkiem przytrzymałam kamyczek który wydawał się obojętny na to małe zielone coś jak i zarówno na mnie. Westchnęłam. Obejrzałam kamyczek i zacisnęłam na nim pięść.
            Westchnęłam po raz kolejny i zamknęłam oczy. „Drogi mały kamyczku zabierz moc z tego kwiatka.” Otworzyłam oczy. Nic.
- Jakie to głupie. – mruknęłam sama do siebie. – Jak ja mam cie uruchomić?
            Przejechałam palcem po owalnym, ametystowym kamieniu i modliłam się w duchu żeby wpadł mi do głowy jakiś pomysł.
- Malutki –odezwałam się do kamyczka – służysz do zabierania mocy. Ale jak to robisz?
            Nie wypuszczając go z dłoni ponownie ustawiłam się nad doniczką z żywą roślinką której chyba po za słońcem brakowało ziemi. Skupiłam się na przeznaczeniu kamienia, nie jego mocy. „Zabij ten kwiatek. Zabierz z niego wszystko to co sprawia że istnieje.” Uniosłam powieki. Spomiędzy moich palców przebijało się światło emanujące z kamienia. Rozproszone promyki skupiły się w jednym miejscu i same odnalazły liście rośliny, które zaczęły coraz bardziej szarzeć aż uschły doszczętnie.
- O matko, o matko, o matko – pisnęłam i rzuciłam kamień na łóżko – no chyba nie!
            Złapałam się za głowę. Co to miało być? Jak ja to zrobiłam? Podeszłam do łóżka i spojrzałam na lekko jarzący się kamień.
- Ty mały dupku. Zabiłeś ten kwiatek. – wzięłam w dłoń ten przeklęty przedmiot i westchnęłam.
            Kolejny raz stanęłam przed stolikiem i zamknęłam oczy. „Oddaj mu życie”.  Otworzyłam jedno oko i załamałam się. Zrezygnowana położyłam się na łóżko.
- Śpisz? – Gregorio stanął nade mną.
- Puka się. I nie, nie śpię.
- Co zrobiłaś?
            Podniosłam się i spojrzałam na niego ze smutną miną.
- Umarłam go – w oczach pojawiły mi się łzy i spuściłam głowę.
- Ej mała, spokojnie. – usiadł obok mnie i objął mnie ramieniem – A wiesz co to oznacza? Uczysz się i bardzo dobrze ci to idzie. Nie poddawaj się.
- Ale nie potrafię mu oddać tego życia.
- Daj sobie trochę czasu.
- Przeprosiłeś Christiana?
- Przeprosiłem. Już się nie gniewa i nie jest smutny.
- A czemu musiałeś iść… gdzieś. Coś się stało?
- No więc – zabrał ze mnie rękę – okazało się że Philip dzisiaj rano przeszedł przez główną bramę Podziemia.
- I co teraz?
- Nic. Musimy czekać aż zaatakuje. Sam nie wiem czy walka ma się odbyć tutaj czy na górze. Tutaj wszystko łatwo jest zniszczyć. Wbrew pozorom Podziemie jest małe. A na powierzchni śmiertelni się o nas dowiedzą i mogą być niewinnymi ofiarami. Nie mogę ryzykować w żadnym miejscu. Mam nadzieję że mimo wszystko nie dojdzie do żadnej wojny.
            Oboje westchnęliśmy. Położyłam głowę na jego ramię i zamknęłam oczy. W tym samym momencie rozległ się ogromny huk a grube ściany zatrzęsły się. Gregorio wstał z miejsca i rozkazał mi abym nie ruszała się z miejsca. Przestraszona nawet nie zarejestrowałam jego rozkazu i wybiegłam z pokoju tuż za nim. Biegł bardzo szybko. Między jednym krokiem a drugim wysunął swoje skrzydła a w jego dłoni jakby znikąd pojawił się długi i ostry miecz. Wykrzykiwał rozkazy do wojowników a ja zatrzymałam się przed głównym wyjściem z zamku z kamieniem w zaciśniętej i spoconej dłoni. Wolnym krokiem wyszłam przez duże, podwójne drzwi a moim oczom ukazało się czarne jak noc niebo po którym w stronę przeciwną od zamku leciało stado Upadłych Aniołów, każdy z mieczem w dłoni.
            Obok mnie przebiegło kilka przestraszonych Anielic wykrzykujących że to początek wojny w której wszyscy zginą. Z bijącym sercem pobiegłam dalej. Zatrzymałam się przed brama wjazdową i ze łzami w oczach rozejrzałam się. Pobliskie drzewa płonęły, kilka metrów przede mną kilka Upadłych Aniołów walczyło ze sobą. Kiedy ich miecze stykały się ze sobą leciały iskry raniąc ich skórę na twarzy i szyi. Zwróciłam uwagę że wszystkie Anioły walczące po naszej stronie miały na sobie czerwone szaty zaś te po stronie Philipa szare.

            Do Anioła z przeciwnej drużyny podbiegł drugi Anioł w podartej czerwonej szacie i wbił mu w plecy miecz aż po rękojeść. Rozległ się krzyk a następnie Anioł upadł na ziemię w kałuże własnej krwi. Otworzyłam usta w niemym krzyku i schowałam się za filar zanoszącą się spazmatycznymi dreszczami. 

3 komentarze:

  1. WoW !! Nie spodziewałam się tego.
    Ciekawi mnie co się wydarzy.. Mam nadzeję, że szybko pojawi się nowy (oczywiście nie pośpieszam cię xd).
    Po prostu boski rozdział. :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam za spóźnienie ! Nawet już nie próbuję się tłumaczyć, bo powód jak zwykle ten sam . Co ja mogę powiedzieć ? Rozdział cudowny, brak mi słów i jak zwykle chciałabym już przeczytać kolejny ;) Bardzo podoba mi się swego rodzaju nowa odsłona Rose - twarda i nieustępliwa . Nie wiem jakim cudem, ale dosłownie zamknęła usta Gregoriowi ;p Teksty typu "Umarłam go" były przezabawne, naprawdę nieźle się uśmiałam :D To cudownie, że dziewczynie udało się ogarnąć kamień, ale wojna mnie załamała . Kto ją wygra i jakie będą straty oraz zniszczenia ? Błagam, pisz i nie trzymaj mnie w niepewności ! Serdecznie pozdrawiam, życzę dużo weny, zdrowia, szczęścia, spełnienia marzeń i wszystkiego dobrego z okazji Świąt ! :)

    P.S. Nie musisz mi dziękować - bardzo podoba mi się Twoje opowiadanie i będę je czytać, nic tego nie zmieni . W razie jakichś uwag dam znać, nie martw się . Pozdrawiam ! :D

    [ http://odglosy-nocy.blogspot.com/ ]

    OdpowiedzUsuń
  3. Serdecznie zapraszam na NN i życzę wszystkiego dobrego w Nowym Roku ! :D

    [ http://odglosy-nocy.blogspot.com/ ]

    OdpowiedzUsuń