niedziela, 4 maja 2014

Rozdział 26

Przepraszam ze tak długo nic nie było ale kompletny brak czasu i zero weny, dosłownie zero. Siadałam do pisania i pustka w głowie. 
Przepraszam. 




Od dobrych pięciu minut szturchał mnie w udo, ale postanowiłem udawać ze nie istnieje więc nie reagowałem.  Niestety on nie przestawał. Zdenerwowany dotknąłem jego dłoni i poparzyłem.
- Aua no co ty mi robisz?
- Zgiń, przepadnij.
- Nie. – uderzył mnie książką w głowe. – Spójrz co znalazłem.
- Pewnie znowu nic ważnego.
- Nie koniecznie.
                Uniosłem się na łokciach i wymownie na niego spojrzałem. Nudziło mnie to.
- No mów. Nie mam zamiaru czytać ci w myślach.
- Nawet nie próbuj. – Pogroził mi palcem. – Mam tutaj wzmiankę o czarownikach.
- Czarownikach? – zainteresowany podniosłem się i przybliżyłem do niego zaglądając mu przez ramię do księgi.
- Tak. Nie mów że nie wiesz o czarownikach i o Opuszczonej Krainie?
- Chodzi o to że ci co tam mieszkali narazili się czarownikom a ci ich pozabijali?
- Nie – westchnął – nie do końca. Opuszczona Kraina była połączona z Podziemiem, ale Upadłe Anioły które tam mieszkały cały czas kłóciły się z czarownikami a ci zdenerwowani zesłali na nich Trujący Wiatr. – uformowałem z dłoni buzie którą ruszałem kiedy Dawid mówił, a sam sobie pod nosem powtarzałem „bla bla bla” – Słuchaj mnie! Trujący Wiatr w większości zabił Anioły ale ci najsilniejsi zamienili się w zatraconych.
- Tak tak. Nie ważne. Konkretów chce a nie opowiastek.
- Czarownicy mogą nam pomóc.
- Jak? –westchnałem.
- Doszliśmy do tego że musimy połączyć nasze moce żeby uratować twoją ukochaną.
- Nie jest moją ukochaną. – przerwałem mu.
- Sami sobie nie poradzimy. – udał że mnie nie usłyszał. – A czarownicy się na tym znają.
- Więc chodźmy do nich. Im szybciej tym lepiej.
- Tylko to może kosztować. Nie wiem co będę chcieli za to. Możliwe ze dużo kasy, ale też przysługa, która wcale nie będzie łatwa do zrealizowania.
                Zagryzłem wargę. Nigdy nie poznałem żadnego czarownika. Ojciec zawsze powtarzał że są nikim w porównaniu do nas i nie musimy się z nimi zadawać. Kiedyś jak byłem całkiem mały słyszałem jak ojciec krzyczał w Sali tronowej na jednego czarownika ale nie podsłuchałem o co chodziło bo musiałem iść do zbrojowni a następnie na treningi. Potem o tym incydencie zapomniałem. A teraz temat czarowników powraca. To źle że o nich nic nie wiem. Teraz Dawid będzie się chwalić swoja wspaniałą wiedzą na temat czarowników, ich zwyczajów i o ich mocach. No nic tylko iść się powiesić skoro znowu mam wysłuchiwać jego mądrości.
- Nie ważne jaka cena. Chyba warto nie? – spojrzałem na niego.
- Może i tak. – jeszcze raz przejrzał kartki i z hukiem zamknął książkę. – No to jutro rano wyruszamy. – wstał, odszedł na kilka kroków i wysunął skrzydła, które były dziwą odskocznią od zewsząd widzianych czarnych skrzydeł. Wzbił się w powietrze i odleciał pod okno swojego pokoju, stanął na parapecie i wskoczył do pokoju jednocześnie chowając skrzydła.
                Ja sam podniosłem się i otrzepałem z trawy. Wolnym krokiem ruszyłem w stronę zamku, następnie jak skazaniec wchodziłem po schodach, a w swoim pokoju rzuciłem się na łóżko. Tak bardzo liczyłem na spokojne zycie zaraz po pokonaniu Philipa a tu taka niespodzianka. Mogliśmy zabrać Rose ten kamień zamiast pozwolić jej go nosić. Przecież tam była potężna moc.
                Ale następnym razem takiego błędu nie popełnie. „Ale pewnie popełnisz setke innych”.
- Och zamknij się. – zrugałem sam siebie.
                Następnego dnia bardzo wcześnie rano Dawid wkroczył do mojej sypialni rzucając we mnie moimi ubraniami. Bezczelny człowiek. Włazi jak do siebie, grzebie w moich rzeczach i jeszcze we mnie nimi rzuca i drze się nad uchem że mam wstawać.
- Dobra wyluzuj. – podniosłem się z łóżka i spojrzałem na niego zaspany – wstałem widzisz? – odczekałem chwili i znowu zakopałem się pod kołdre.
- No bądź poważny. Giorgio mówie serio, wstawaj. Im szybciej ruszymy tym lepiej. – wsadził rękę pod kołdre i ciągnął mnie za noge.
                Spojrzałem na niego zdezorientowany i wyrwałem noge z jego uścisku. Pokazałem mu ręką że ma odejść a on wyciągnął dłoń nad moją głowe i chlusnął zimną wodą. Zerwałem się z krzykiem. Przez nieostrożność zaplątała mi się noga w prześcieradło i łupnałem głową o podłoge.
- Ała, ła – usiadłem i zacząłem masować sobie głowe.
- Trzeba było wstać od razu – podszedł do mnie i przyłozył mi zimną dłoń do głowy.
- Nie dotykaj mnie. – wyrwałem się i chwiejnym krokiem ruszyłem do łazienki.
                Stanąłem przed lustrem i zrobiłem minę jakbym miał się rozpłakać. To jego wina. Tylko i wyłącznie jego.
- Przyniosłeś mi jakieś śniadanie? – wyszedłem z łazienki i rozejrzałem się. – Co ty zrobiłeś?
- Posprzątałem. – spojrzał na mnie jak na wariata.
- A ktoś cię o to prosił? Sprzataj w swoim pokoju. – podszedłem do niego, przytknąłem palec do jego szyi i poparzyłem go. Syknał z bólu ale szybo złagodził go przykładając zimną dłoń.
- Nie bądź nie miły.
- Będę. Nie sprzataj mi w pokoju. Nie wiem gdzie ty tam sobie mieszkasz w Niebie ale my tutaj mamy pokojówki wiesz? To ich praca. – dotknąłem dłonią poduszke i czując że jest mokra wysuszyłem ją. – To masz to śniadanie dla mnie?
- Nie mam. Nie mamy czasu na jedzenie.
- Może ty nie masz. – spojrzałem na niego z pogardą i wyszedłem trzaskając drzwiami, następnie udałem się do kuchni i porwałem kilka ciepłych bułeczek, które szybko znalazły się w mojej buzi, popiłem sokiem i do plastikowego pudełeczka schowałem również ciepłe jeszcze ciasteczka. Zadowolony ruszyłem do wielkiej sali gdzie zastałem Dawida lekko zirytowanego.
- Zjadłeś już swoje sniadanie.
- Zjadłem. Nawet nie wiesz jakie było dobre. Żałuj.
- Nie mam zamiaru. A teraz proszę rusz się co?
                Wywróciłem oczami i ruszyłem za nim.
- Daleko to? – odezwałem się po godzinie lotu.
- Nie mam pojęcia – zmarszczył brwi.
- Czyli zgubiliśmy się tak?
                Zrobił niewinna minę a ja w nerwach trąciłem jego skrzydło swoim. Co za bałwan.
- No zrób coś no. Ty powinieneś wiedzieć gdzie lecimy, gdzie jesteśmy i  w ogóle powinieneś wszystko wiedzieć.
- A ty to co?
- Nico. – zniżyłem lot i wylądowałem na wielkim głazie. Usiadłem na nim i westchnąłem. – Co teraz zrobimy?
- Poszukajmy jeszcze trochę. Szukamy dopiero godzinę, a zgodnie z mapą jaką znalazłem w bibliotece powinniśmy być już na miejscu.
- A widzisz żebyśmy byli na miejscu? Tu nic nie ma. NIC!!
                Mój głos rozszedł się echem, a głaz na którym siedziałem zatrząsł się. Ze strchu zeskoczyłem z niego i przyjąłem pozycję bojową. Kątem oka dostrzegłem że Dawid zrobił to samo. Wokół kamienia ziemia zrobiła się czarna a na środku kamienia wyryły się runy.
- Emm Dawid co to oznacza? – podszedł do mnie bliżej i przekrzywił głowę w bok.
- Przyłóż dłoń do tego napisu.
- Ale czemu? Nie. Weź bo pochłonie mnie jeszcze albo coś.
- Nie bądź głupi. – złapał mnie za dłoń i przyłożył ją do kamienia i obok mojej przyłożył swoją.
                Kamień rozłupał się na pół. Spojrzeliśmy na siebie z Dawidem i weszliśmy w okrąg. Czarny piasek wzbił się w powietrze tworząc osłonę wokół nas, po chwili piasek sam zapalił się żywym ogniem i nim mrugneliśmy okiem staliśmy w wielkiej grocie.
- Gdzie jesteśmy?
- Weszliście tu i nawet nie wiecie gdzie jesteście? – Tajemniczy kobiecy głos odbił się echem od kamiennych ścian.
- Kim jesteś? – odezwał się Dawid.
- Kim wy jesteście?
- Ja jestem Dawid a to jest Giorgio.
- Giorgio? – tuż przed nami pojawił się cień kobiety, która nadal była dla nas ukryta.
- Tak. Jestem synem Lucyfera.
- Doskonale wiem kim jesteś.
                Kobieta zrobiła dwa kroki do przodu i pokazała nam się w pełnej krasie. Była wysoka, bardzo szczupła z wyraźnymi kobiecymi krągłościami. Miała na sobie długą aż do kostek suknie w kolorze fioletowym. Kiedy podeszła jeszcze bliżej okazało się że suknia prześwituje ale ona nie wydawał się być ani odrobinę skrępowana w porównaniu do nas.
- Jestem Heira. Czego tutaj szukacie?
- My – odchrząknąłem – my szukamy czarowników. Potrzebna nam ich pomoc.
- Ja jestem czarownikiem…
- Chyba czarownicą – wtrącił Dawid.
- A jestem niska i zgarbiona? Mam purchawe na nosie? Jestem brzydka? – zgromiła go spojrzeniem  - Tak myślałam że nie. W czym mam wam pomóc?
- Chcemy nauczyć się łaczyć naszą moc.
- W jakim celu? – wolnym krokiem obeszła nas, dokładnie nam się przyglądając.
- Podobno to jedyna szansa na uratowanie kogoś.
- Czyżby tej słynnej Rosalie? Tak słyszałam o niej –dodała widząc naszą minę – każdy chyba słyszał. Została „legendą” chociaż nie rozumiem czemu.
- Uratowała Podziemie.
- Czym? Swoją mocą, urodą a może mądrością? Kamieniem który następnie użyła na sobie. Głupszej osoby nigdy nie spotkałam.
- Przecież jej nie spotkałaś – Dawid zwrócił jej uwagę.
- Ty też nie. – stanęła z nim twarzą w twarz.
- Nie ważne. Pomożesz nam czy nie?
- Giorgio. Syn Lucyfera prosi mnie o pomoc. Tego się nie spodziewałam.
- Ja też się tego nie spodziewałem.
- Nie pomoge wam. – zdenerwowany spojrzałem na Dawida który wzruszył tylko ramionami. – Bo tu nie ma w czym pomóc. Jest pewien sposób na połączenie waszych mocy. Musi połączyć was uczucie. Inaczej nic z tego nie wyjdzie.
- Liczy się nienawiść? – zapytałem z nadzieją.
- Nie. Albo miłość, albo prawdziwa przyjaźń.
- Ha, żadne z tych nie jest możliwe.
- Mów za siebie. – Dawid spojrzał na mnie.
- Ja wiem że jestem taki wspaniały że jestes w stanie się we mnie zakochać ale wybacz będzie to uczucie bez wzajemności.
- Mówiłem o przyjaźni.
                Wywróciłem oczami i zacząłem chodzi po grocie. Przecież nigdy go nie polubie. Jest wyniosły, sztywny i do tego to mądrala.
- Jest też sposób żeby wam pomóc. – odezwała się Heira tak jakby czytała mi w myślach. – Jest pewien proszek z którego mogę sporządzić napój który wam pomoże. Tylko jest jedno małe ale.
- Jakie? – odezwaliśmy się z Dawidem chórem.
- Nie wiadomo czy po wypiciu go tylko się polubicie, możliwe jest nawet zakochanie się w sobie.

                Załamałem ręce i oparłem się o ścianę.   

4 komentarze:

  1. O kurde, ale to zajebiste. *.*
    Ale niech się zaprzyjaźnią, bo jakoś nie wyobrażam sobie ich... No nie ważne. Cudowny rozdział.
    I doskonale cie rozumiem, mi samej często przytrafia się, że nie mam weny lub po prostu to z lenistwa (ah te moje wady). xd

    OdpowiedzUsuń
  2. Piszesz CUDOWNIE. Niemogę sie doczekać kolejnego rozdziału. Pozdrawiam i życzę weny. :-) ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy następny rozdział? Pliooooose napisz go ^-^ Uwielbiam ten blog <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapraszam na kolejny rozdział :D W końcu się zebrałam :P http://dreamofyaoi.blogspot.com/2014/06/rozdzia-xix-ocena-kwalifikacji_22.html

    OdpowiedzUsuń