sobota, 27 czerwca 2015

Rozdział 31

CZAS NA OGŁOSZENIA PARAFIALNE
Ekhem ekhem....a więc...dużo pracuje, serio. Nie ma mnie po 10 godzin dziennie w domu...minimum, a kiedy wracam mam ochotę tylko na to żeby coś zjeść, pójść spać ewentualnie poczytam książkę lub obejrzę dziwne filmiki na Youtube co poprawia mi humor.
Moja praca wymaga...ech musze pracować z ludźmi a szczerze mówiąc jestem aspołeczna więc po pracy jestem zmęczona fizycznie i psychicznie. Nie mam wtedy nawet minimalnej ochoty na pisanie. 
Przyznam się też, że zapomniałam na jakiś czas że cokolwiek pisałam, nie wchodziłam tu przez długi czas. Raz zaczęłam coś pisać ale napisałam dosłownie trzy linijki...trzy czaicie? I miałam dość. Pustka w głowie. 
Od jakiegoś miesiąca dość często myślałam o napisaniu czegoś no i coś się udało. 
Nie obiecuję, że rozdziały będą się pojawiać tak jak kiedyś....albo że chociaż jakiś pojawi się w ciągu najbliższych kilku miesięcy ale postaram się.
Jeśli zrobiłam jakieś błędy to przepraszam...a jeśli coś nie jest spójne z tym co wcześniej napisałam to napiszcie mi, postaram się zrobić poprawki.
KONIEC OGŁOSZEŃ PARAFIALNYCH






- To nie jest możliwe. Anioły nie powstają od tak.
- Giorgio.
- Ona ma duszę a nie moc. Wszyscy dobrze wiedzą, że nie da się pogodzić tych dwóch rzeczy.
- W takim razie nie przeżyje tego – odpowiedział lekceważąco.
- Jest jeden cholerny warunek. Rosalie Black ma przeżyć. –spojrzałem twardo na kapłana.
- Black, mówisz?
- Tak – odparł mój ojciec kiwając lekko głową na niezadane pytanie Auroxa.
- Co to zmienia? – odepchnąłem krzesło od siebie.
                Ojciec spojrzał na mnie a następnie przeniósł wzrok na moją matkę.
- Synu – odezwała się miękko – musisz w końcu podjąć jaką decyzje w sprawie ratowania Rosalie. Im dłużej zwlekamy tym gorzej dla niej. – podeszła do mnie i pogładziła mnie po wlosach jakbym był małym chłopcem. Strzepnąłem jej dłoń i udałem że nie widzę jej smutnego spojrzenia. Westchnąłem ciemiężniczo, przeczesałem włosy i drugi raz westchnąłem.
- Dobrze, co mam zrobić?
- Dobrze wiesz co masz zrobić. – odparł twardo Aurox.
                To prawda, wiedziałem co mam zrobić. I niestety potrzebowałem do tego Dawida. Bez słowa wyszedłem z sali i pobiegłem do sypialni Dawida. Załomotałem w drzwi i nie czekając na zaproszenie wszedłem.
                Dawid siedział na jednym z foteli. Spojrzał na mnie ze zdziwieniem znad książki.
- To już czas.
- Na co? – zamknął książkę i odłożył ją na stolik a następnie wstał.
- Musimy połączyć moc. I tak wiem – przerwałem mu zanim zdążył wypowiedzieć słowo – nie ćwiczyliśmy tego za wiele, ale nie mamy już czasu. Musimy to zrobić teraz.
                Patrzył na mnie jak na wariata ale po chwili przytaknął głową i zrobił hardą minę.
- W takim razie idziemy. – odparł.
                 Popędziliśmy przez cały zamek, mijaliśmy straże i zdziwione miny służby. Wpadliśmy do lochów. Strażnik widząc nasze miny wpuścił nas bez problemów. Zwolniliśmy, nasze kroki odbijamy się od kamiennych ścian. Co jakiś kawałek słychać było kapanie wody. Mijaliśmy cele w których siedziało kilka Aniołów. Kilkoro rzuciło się na kraty ale reszta leżała na swoich pryczach kompletnie niezainteresowana naszą obecnością.
                Kiedy dotarliśmy pod salę Philipa zatrzymaliśmy się i spojrzeliśmy na siebie.
- Jestem gotowy – szepnąłem.
- Ja też – odpowiedział Dawid. Kiwnął na strażników przed celą. Ci posłusznie otworzyli nam drzwi.
                Ostrożnie weszliśmy do celi. Na pryczy leżała Rosalie…a raczej jej ciało. Wolno podeszliśmy w pełnej gotowości. Nim się obejrzałem Dawid trzymał w dłoni swój miecz. Nie chcąc zostać zaskoczonym wyciągnąłem swoją dłoń w której zmaterializował się mój miecz, zawsze czysty, zawsze ostry. Zimna klinga miecza parzyła mnie w dłoń jak tylko pomyślałem żeby unieść tą broń nad ciało Rosalie. Och Rosalie. Wyglądasz tak bezbronnie. Wytrzymaj jeszcze trochę.
- Zróbmy to teraz kiedy śpi – kiwnąłem na znak zgody.
                Stanęliśmy obok siebie. Zamknąłem oczy i całą siłą woli skupiłem się nad swoją mocą. Poczułem jak wokół dłoni tworzy się kula czystej mocy. Spojrzałem na nią a następnie na kulę mocy Dawida. Ogień i woda. Przybliżyliśmy dłonie do siebie ale między mocami tworzyło się spięcie i za nic nie dało się ich połączyć. Jak dwa magnesy.
- Nie wiem jak to zrobić.
- Ja też nie wiem – Dawid pokręcił głową – nie poddawajmy się.
                Spojrzałem na ciało Rosalie. Dawid ma rację, nie wolno się poddawać, bo jest o co walczyć. Po raz kolejny przybliżyłem swoją kulę mocy do mocy Dawida ale po raz kolejny stało się to samo. Wtedy wpadłem na pewien pomysł.
- Dawid, mieliśmy się zaprzyjaźnić, ale to chyba nie sprawi że dwie moce połączą się ze sobą.
- Mi tez się wydaje że nic to nie da.
- Ale wiem co może zadziałać. –spojrzał na mnie ze zdziwieniem – Wystaw rękę, dłonią do mnie, zaufaj mi, proszę  – sam zrobiłem tak jak powiedziałem tylko w jego kierunku, po chwili zrobił to o co go prosiłem – Oby nie bolało – szepnąłem sam do siebie a następnie z całą siłą naparłem na Dawida.
 W wyniku tego ruchu moja moc wcisnęła się w Dawida a jego we mnie. Cały zadrżałem i poczułem jak w moim ciele przelewa się woda. Kiedy spojrzałem na Dawida też trząsł się cały i pztrzył na swoją klatkę piersiową.
- Pali mnie ogień ale…nie jakoś tak mocno. Czy ja…czy ja mam twoją moc w sobie?
- Tak, a ja mam twoją.
- Zamieniliśmy się mocami? –wykrzyknął.
- Nie, nadal masz swoją moc a ja swoją. – po raz drugi utworzyłem kule mocy ale tym razem nie była stworzona tylko z ognia ale też i z wody. Dawida moc wyglądała tak samo. Zbliżyliśmy je do siebie i stało się coś czego nie da się opisać. Rozbłysło białe światło, ściany zadrżały, a w uszach nam szumiało. Całe ciało drżało mi a nogi powoli nie dawały rady aby mnie utrzymać. Oślepiające światło znikało i mogliśmy bez problemu wycelować mocą w ciało Rosalie.
                W uszach zaszumiało jeszcze bardziej a jej ciało uniosło się nad łóżkiem. Zostaliśmy odepchnięci pod ścianę. Ostatnie co udało mi się zobaczyć to Dawida tracącego przytomność, a potem ja sam ją straciłem.


`````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````

                To dryfowanie jest takie męczące. Nic nierobienie jest takie męczące. Utrzymywanie świadomości jest takie męczące, ale nawet po odzyskaniu świadomości nie znika to zmęczenie. Szkoda.
- Ktoś tu jest.
- Ja tu jestem – opowiedziałam sennie.
- Nie mówię o tobie idiotko – warknął.
                Miał rację. Ktoś był w celi ale na szczęście Philip również tracił siły, musiał mnie utrzymywać i chyba nie był tego świadomy, bo teraz już nawet nie może się mnie pozbyć bo sam się zatraci w sobie. Od dłuższego czasu mówi do siebie, planuje coś, ale nie wiem co. Słuchanie go jest takie męczące. Myślenie jest takie męczące…co ja tu robię? Gdzie ja jestem? Dlaczego jest tutaj tak ciemno?
                Chyba znowu straciłam świadomość.
                Jak długo jeszcze będę się tak męczyć? Dlaczego nikt nie zakończy tego cierpienia?
- Już niedługo się skończy, znikniesz na zawsze.
                O czym on mówi?
                W oddali, w ciemności pojawił się malutki biały punkcik. Co to? Robił się coraz większy i większy.
To dziwne, nigdy tego tu nie było.
                Oślepiająco białe światło zajęło miejsce czarnej przestrzeni. Po chwili z białego stało się pomarańczowe. Co się dzieję? Czy ja umieram?
                Coraz głośniejszy krzyk brzmiał mi w głowie, w umyśle, we mnie. Ale to nie był mój krzyk. To Philip. Jego okrzyki wkręcały się w mój umysł aż sama zaczęłam krzyczeć. Najpierw mój głos był cichy a Philipa głośny ale po chwili to zaczęło się zmieniać.
                A najdziwniejsze było to że mój głos przestawał być echem a zaczynał być…prawdziwy.
- To jeszcze nie koniec, nie poddam się tak łatwo.
                Poczułam świeże powietrze, wciągnęłam je nosem, moim własnym. Czułam swoje ciało. Niestety mroczny śmiech z oddali przestał szybko być samym głosem. Na szyi poczułam ucisk, ale nie było go na moim ciele, to mój umysł. To Philip. Role się odwróciły teraz to Philip był w moim umyśle a nie ja w jego. A skoro tak to nie może być silniejszy niż ja. Magiczne pomarańczowe światło nadal było w mojej głowie, skupiłam się na nim, a ono utworzyło kulę i rozbłysło po raz kolejny. Ucisk na szyi nasilił się, traciłam oddech, traciłam cenny oddech, bez niego…nie…przeżyję. Traciłam świadomość, zapadałam się po raz kolejny, ale nagle ucisk zniknął tak jak pomarańczowe światło.


````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````````

3 komentarze:

  1. Siemaneczko!!
    Wchodzę na pulpit nawigacyjny i co widzę?? NOWY ROZDZIAŁł!
    Takie uczucie euforii! Jaacie! Dodała nowy rozdział!
    Aaale ta notka na samym początku mnie zasmuciła
    Ja cię rozumiem w pełni i nie mam ci nic do zarzucenia, każdy z nas się wypala, stara historia przestaje pojawiać się nam w głowie, zastępują ją inne rzeczy, np.: Praca, szkoła inne historie
    Każdy ma do tego pełno prawne prawo
    Mam nadzieje, że sobie jakoś tam poradzisz laska :3
    I wrócisz na dłuższą chwile do nas!!
    To mam nadzieję, że do nn!
    Pozdrawiam!
    I weeny :]
    Ciemność :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Byłam pewna, że jak wejdę na tego bloga, to nic nie będzie, a tu buum! Nowy rozdział! Bardzo się cieszę, że coś napisałaś, nawet nie wiesz jak bardzo ! Rozumiem twoje rozterki, każdy a prawo się zniechęcić... A brak czas to już totalnie.nie twoja wina... Pozdrawiam i życzę dużo weny i duuużo wolnego czasu :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Woow...Przeczytałam to wszystko i ci powiem że jest genialne!!!Ale chyba opuściłaś bloga bo już nic nie piszesz...Ale serio opowiadania cudowne.

    OdpowiedzUsuń